Nowe złącze dock w kolejnym iPhonie - to ma sens
Kilka miesięcy temu w internecie pojawiły się zdjęcia, na których uchwycono obudowę kolejnego iPhone’a. Wywołał on niemałe poruszenie, choć równie dobrze mógł być jedynie jednym z prototypów. Oczywiście na pierwszy ogień poszedł wyświetlacz, którego proporcje różnią się od tego, co dotychczas pojawiało się w smartfonach Apple. Równie dużą zmianą był otwór złącza dock, który nie wyglądał nawet odrobinę podobnie do dotychczasowego. Na tą wieść internetowa brać krzyknęła niemal jednogłośnie „źle!”. Poniekąd się z tym zgadzam, ale…
Zawsze jest jakieś „ale”. Człowiek myśli, a skoro to robi, to i ma własną wizję pewnych rzeczy. Kojarzy fakty, co prowadzi do tego upierdliwego wtrącania „ale” w momencie, gdy rozmówca niemal przekonał go do swoich poglądów. Tutaj „ale” jest jak najbardziej na miejscu. W przypadku elektroniki stwierdzenie, że czegoś dobrego nie trzeba zmieniać nieco się zdewaluowało. Oczywiście, niektóre pomysły są ponadczasowe i wręcz nie powinny zbyt szybko (i bezmyślnie) się przeobrażać. Doskonałym przykładem jest choćby płyta CD, która jest powoli wypierana z rynku muzycznego, niemniej jednak wciąż na nim funkcjonuje. Złącze dock stosowane było niemal od początku w iPodach, a następnie w iPhonie i iPadzie. Jest jednak przykładem rozwiązania, którego czas dobiega końca. Przez wiele lat służyło do transferu danych, ładowania baterii oraz podłączania akcesoriów zewnętrznych. To właśnie przez te ostatnie podniósł się tak wielki (i poniekąd słuszny) lament.
Korzystam z Universal Docka, dzięki czemu za pomocą jednego akcesorium mogę wygodnie ładować i sterować odtwarzaną z iPodów lub iPhone’a muzyką. To jednak tylko dock, relatywnie tani dodatek do urządzenia. Co mają więc powiedzieć właściciele zestawów głośnikowych, które są dedykowane odtwarzaczom Apple i w centralnym miejscu umieszczone mają złącze dock? Port wykorzystywany w iPodach, iPadach i iPhone’ach stał się tak popularny, że każdy liczący się producent sprzętu audio ma w swojej ofercie przynajmniej kilka urządzeń, które w pełni wykorzystują jego dobrodziejstwa. Teoretycznie zmiana dock connectora sprawi, że staną się one bezużyteczne. To lekkie wyolbrzymianie, jednak nie mija się do końca z prawdą. Co prawda żaden producent nie gwarantuje, że jego sprzęt będzie kompatybilny z urządzeniami Apple, których nie ma jeszcze na rynku i nie zostały nawet oficjalnie zapowiedziane. Zakładam jednak, że kupując sprzęt z wyższej półki, którego działanie opiera się w dużej mierze na podłączonym iPodzie chcielibyśmy, aby pozwolił on cieszyć się muzyką dobiegającą również z najnowszych odtwarzaczy lub smartfonów. Jedynym rozwiązaniem pozostaje AirPlay, czyli odtwarzanie bezprzewodowe. Urządzenia wykorzystujące tą technologię są jednak drogie i mało popularne, jest więc zdecydowanie zbyt wcześnie, by uznać je za dominujący na rynku standard, do którego należy dopasowywać odtwarzacze.
Brak kompatybilności nowego złącza z olbrzymią liczbą urządzeń może zaboleć, chociaż wątpię, by wiele osób nie kupiło kolejnego iPhone’a z powodu innego docka. To tylko jedno urządzenie. Pozostają iPody, iPady czy też poprzednie generacje iPhone’a, które nie znikną z dnia na dzień. Czy po pojawieniu się nowego rozwiązania stare docki przestaną nagle działać? Nie, nadal będziemy mogli używać swojego sprzętu audio, tyle, że nie podłączymy do niego kolejnego smartfona. Czy iPhone z nowym złączem będzie kompatybilny ze starszymi urządzeniami? Prawdopodobnie nie, o ile nie będą wspierać AirPlay. Apple może wprowadzić do sprzedaży przejściówkę na nowego docka, co uznałbym za zrozumiałe, ale i mało wygodne dla użytkownika. Sądzę też, że producenci sprzętu audio bardzo szybko uzupełnią swoją ofertę o modele z nowym dockiem, ewentualnie o zewnętrzne adaptery do niego (tak jest choćby z większością amplitunerów). Współpraca nowych urządzeń ze starszymi akcesoriami jest czymś, do czego Apple nas przyzwyczaiło. Nastał jednak moment, by postawić kolejny krok i rozstać się z wysłużonym rozwiązaniem na rzecz nowego, nie licząc kompatybilności, lepszego.
Dock Connector umożliwia ładowanie urządzenia i w tej kwestii niewiele można na razie zmienić. Chętnie zobaczyłbym w nowym iPhonie indukcyjne uzupełnianie baterii, jednak rozwiązanie tego typu musiałoby być niezawodne, by w pełni zastąpić metodę ładowania za pomocą przewodu. Gdyby dodać do tego funkcjonującą od dawna synchronizację danych z komputerem za pośrednictwem WiFi, moglibyśmy otrzymać telefon całkowicie pozbawiony złącza dock. Na to jest jednak zbyt wcześnie – Apple musiałoby bowiem opracować rozwiązania, które pozwoliłyby deweloperom na bezprzewodowe instalowanie testowych wersji oprogramowania. Ponadto zwykły użytkownik musiałby mieć możliwość odtworzenia oprogramowania w razie potrzeby. Na razie można więc uznać, że dock w kolejnym iPhonie się pojawi i jedną z jego funkcji będzie ładowanie telefonu.
Widoczny na zdjęciach dock miał kształt, który nie przypominał popularnego micro USB. Wprowadzenie go oznaczałoby więc prawdopodobnie wprowadzenie na rynek kolejnego standardu. Daje to olbrzymie możliwości, inżynierowie nie są bowiem ograniczani wydajnością dotychczasowych rozwiązań i mogą pokusić się o wprowadzenie w życie nowych pomysłów. Na przykład synchronizacji iPhone’a z komputerem przez Thunderbolt. W moim MacBooku Pro skorzystałem z niego jedynie raz, by sprawdzić, czy działa. Liczba urządzeń, które z niego korzystają jest bowiem tak mała, że przeciętny użytkownik bardzo szybko zapomina o otworze oznaczonym symbolem błyskawicy. Jeśli nowy dock współpracowałby z Thunderboltem, synchronizacja mogłaby być teoretycznie nawet dwukrotnie szybsza, niż przy zastosowaniu USB w standardzie 3.0. Ponadto byłby kolejną rzeczą, która stałaby się argumentem za zakupem Maca. Co prawda w komputerach PC standard Thunderbolt jest również wykorzystywany, jednak wtyczka ma zupełnie inny kształt. Wystarczyłoby więc, że Apple wprowadziło do sprzedaży tylko jedną wersję kabla do synchronizacji, ograniczając tym samym możliwości łączenia swojego smartfona z PC do standardu USB. W grę wchodzą jeszcze firmy trzecie, które prędzej czy później stworzyłyby odpowiedni przewód – w przypadku Thunderbolt nie jest to jednak takie proste.
Argumentów za wprowadzeniem nowego złącza dock jest naprawdę wiele. Zmniejszenie jego fizycznych rozmiarów oraz zwiększenie prędkości transferu byłyby jego olbrzymimi zaletami. Brak kompatybilności ze starszym złączem wydaje się nieunikniony. Można to jednak porównać do „przejścia” z dyskietek 3,5″ na płyty CD. Standard kompletnie inny, ale zdecydowanie było warto.
Wpis pojawił się wcześniej na blogu Pisane na Macu.