Po co nam ten postęp?
Postęp jest nieuchronny i nikt raczej się przed nim nie obroni. Wraz z rozwojem techniki pojawiają się wynalazki mające ułatwić nam życie. Komputery czy telefony komórkowe są obecnie tak powszechne, że trudno się bez nich obyć. Pracodawca będzie wymagał od nas choćby podstawowej znajomości obsługi oprogramowania działającego w firmie, poprosi nas o adres e-mail oraz numer telefonu komórkowego. Jest to według mnie całkiem zrozumiałe. Wszelka elektronika służąca przyspieszeniu pracy oraz ułatwiająca komunikację jest świetną rzeczą, sam nie potrafiłbym się bez niej obejść. Gorzej, jeśli urządzenia te odwrócą się przeciwko nam.

Komputer jest mi niezbędny do pracy czy nauki. Sporo piszę, robię sprawozdania, opracowuję wykłady czy pobieram materiały potrzebne na zajęcia. Nie wyobrażam sobie studiów bez możliwości dostępu do internetu, a tym samym do olbrzymiego źródła informacji i możliwości szybkiej wymiany plików. Podobnie jest z telefonem komórkowym. Pomijam fakt, że w chwili obecnej funkcje czysto komunikacyjne to jedynie niewielki odsetek możliwości każdego smartfona. Teraz każdy z nich może tyle, że prawdopodobnie większość ich użytkowników nigdy się nawet o nich nie dowie. Dzwonię naprawdę dużo, korzystam też z poczty e-mail oraz kalendarzy i notatek synchronizowanych bezprzewodowo. Bez telefonu byłbym skazany na odcięcie od świata, wszystkiego dowiadywałbym się z pewnością ostatni.
Zastanawia mnie jednak to, jak niektórzy potrafią utrudniać sobie życie techniką, której na dobrą sprawę nie rozumieją. Nie będę po raz kolejny narzekał na urzędników, którym trudność sprawia włączenie komputera i wybranie odpowiedniej ikony uruchamiającej znany już program, to było wałkowane setki razy na różnej maści forach. Wiek odgrywa tutaj pewne znaczenie i rozumiem, że nie każdy jest w stanie przyswoić nawet tak podstawowe umiejętności. Gorzej, jeśli ktoś święcie przekonany o nieomylności sprzętu wyłączy rozum i skupi się na danych ze swojego ultranowoczesnego sprzętu. Sam stałem się ofiarą takiego bezrozumnego wykorzystania zdobyczy techniki. Oprawcą okazał się kurier pewnej firmy (której w życiu nikomu nie polecę), który zadzwonił do mnie i oznajmił radośnie, że muszę biegiem udać się jakieś pół kilometra od domu, by odebrać od niego paczkę. Zależało mi na przesyłce, toteż bez dłuższej dyskusji udałem się na miejsce. Zanim pojawiłem się odebrać pakunek, ów kurier wymyślił całkiem zgrabną wymówkę. „Bo mi GPS nie pokazuje numeru pana domu, to tu przyjechałem, wie pan, ja nie będę dzwonił po klientach i kluczył po osiedlach”. Hm... Na moje ulicy jest raptem kilkanaście domów, przy czym na moim dumnie wisi adekwatny numer.
Technika nie tylko pomaga nam w pracy, służy również szeroko pojętej rozrywce. Dzięki niej możemy do woli odtwarzać ulubiony album, urządzać wieczory kinowe we własnym salonie czy do późna walczyć z graczami z całego świata. Po ciężkim dniu z przyjemnością włączamy komputer i wchodzimy na portale rozrywkowe, informacyjne czy też specjalistyczne fora traktujące o naszych zainteresowaniach. Często spotykam się ze stwierdzeniem, że obecnie młode pokolenie woli spędzać czas przy komputerze niż na dworze. W czym jednak my, „dorośli”, jesteśmy lepsi? Czy rzeczywiście spędzamy z elektroniką tylko tyle czasu, ile naprawdę chcemy? Czy nie jest tak, że po obejrzeniu odcinka serialu nie mówimy sobie w myślach „jeszcze tylko jeden i koniec na dziś”? Czy nie szukamy wymówek, by coraz więcej czasu tracić na przeglądaniu internetu bez konkretnego celu? To, co pierwotnie miało ułatwiać nam życie, stopniowo zaczyna nas zniewalać. Odpowiedzcie sobie szczerze - czy gdyby zabrano Wam na tydzień wszystkie elektroniczne graty, po odzyskaniu ich poczulibyście ulgę? Jeśli tak, to szczerze Wam współczuję.
Powyższe akapity sugerują, że najchętniej odciąłbym się od wszelkiego postępu, usypał ze swojej elektroniki wielki stos i z radością spalił. Szczerze mówiąc, wiele w tym prawdy. Na co dzień korzystam z wielu urządzeń, mniej lub bardziej przydatnych. Mimo tego ich brak nie zabolałby mnie mocno. Teoretycznie mają one wszystkie sprawiać, by nasze życie było interesujące. Tymczasem jest dokładnie na odwrót. Zagłuszeni monotonią muzyki przestajemy słyszeć to, co dzieje się wokół. Zapatrzeni w ekrany komputerów nie zauważamy nawet zachodu słońca i zapadającej po nim nocy. Wgapiając się w tablety zapominamy jak pachnie prawdziwy papier i ile sentymentu może wiązać się ze zdjęciami, gdy własnoręcznie porządkujemy je w albumie. Obawiam się jednak, że nie uchronimy się przed nudą.
No więc... Nie jestem jeszcze pełnoletni, i nawet mnie to cieszy. Młodość to piękna rzecz, która trwa w życiu krótko i trzeba z niej czerpać korzyści.
Cały dzień przed komputerem? Nie ma mowy. Ja codziennie na chociażby godzinę wyjdę z domu na świeże powietrze (no chyba że muszę kuć do ważnego egzaminu). Brak komputera, telefonu, czy telewizora wcale by mnie aż tak mocno nie zabolał. Gorzej tylko gdybym stracił jedną, malutką rzecz - iPoda, z którego codziennie w drodze do szkoły do której łącznie idę jakieś 23 minuty. Nie wyobrażam sobie nie przesłuchać idąc do szkoły chociażby jednej piosenki. Ale nawet gdyby mi to zabrano, nie rozczulałbym się nad tym że nie ma mojej ulubionej muzyki. Może i otworzyłoby mi to oczy na piękno natury które otacza nas na co dzień, ale nie zmieniłoby to mojej haterowskiej wizji, którą wolę się na forach zbytnio nie dzielić, bo mnie zaraz moderatorzy zbanują ;)
W telewizji oglądam tylko programy naukowe, ewentualnie jakieś komedie. Żadnych aktualności - typu teleexpress, wiadomości, czy fakty - nie interesuje mnie to co się dzieje w Polsce. A najważniejsze informacje i tak przekazują mi moi wspaniali rodzice, czy znajomi w szkole którzy ciągle trąbią jak babcie autobusowe o tym że Durczok znów coś namieszał, czy że zabili Bin Ladena.
Mógłbym przez tydzień - a nawet miesiąc - żyć bez gadgetów które otaczają mnie każdego dnia. Ale na dłuższą metę życie bez internetu, telefonu czy jakiejkolwiek muzyki, to nie życie. To monotonne dążenie przez szarą rzeczywistość, do punktu docelowego jakim jest życie wieczne po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego. Proszę mnie przez to zdanie nie kojarzyć ze starą babcią odzianą w moherowy berecik, ale tak by było gdyby nie było dzisiejszej techniki..
Reasumując chciałbym tylko dodać, że w moim uznaniu niektórym osobom przydałoby się na jakiś czas zrobić urlop od dóbr XXI wieku. Na pewno niektórym by to dobrze zrobiło. Ja ostatnimi czasy również staram się ograniczać od internetu, ale stopniowo i bez przesady. Przeważnie przed komputerem spędzam około 3 godziny. Minimum godzinę na świeżym powietrzu, godzinę na jakieś jedzenie, i godzinę lub czasem więcej poświęcam na naukę. Czasu mi wystarcza, chociaż czasem uważam że doba mogłaby być choć trochę dłuższa.
W moim uznaniu to wszystko. Tekst fajny, ogólnie dobrze się czyta. Mówi o przyzwyczajeniu ludzi do dóbr naszej cywilizacji. Nie mam żadnych zastrzeżeń, czasem fajnie przeczytać coś przez co można się udoskonalać i co motywuje do zmiany siebie od środka.
Pozdrawiam,
Damian M. ;)