To kolejny dzień, który spędzam w swoim gabinecie. Białe ściany, w rogu drewniane biurko oraz prosty, biurowy fotel. Na blacie postawiłem wiklinowy kosz z owocami, dzbanek z wodą oraz szklankę - na wodę. Niewiele jak na boga.

Spojrzałem w iPada. Jest równo 10:00. Widzę pracownika, który przygotowuje się do otwarcia salonu sprzedaży. Staje prosto, zakłada ręce za siebie.
- Świetnie, świetnie... tylko ten uśmiech ma mało przekonujący - pomyślałem, wodząc wzrokiem za chmurami pędzącymi po niebie za oknem.

Ponownie spojrzałem na tablet.
- Tylko dotykają, nie kupują, tylko dotykają... - mruknąłem obserwując grupę młodych ludzi zgromadzonych przy białym słupie z wyeksponowanymi tabletami.

Nieco zirytowany zacząłem spacerować po gabinecie intensywnie myśląc nad kolejnymi zmianami w urządzeniach, które podniosą sprzedaż.
Przez kolejne kilka godzin spisywałem dziesiątki światłych idee, które trafiały wprost do urzędu patentowego.
Rozproszyło mnie pukanie do drzwi.

  • Proszę wejść - rzuciłem.

Do gabinetu weszły moje brokuły z ziemniaczkami niesione przez młodą dziewczynę. Podeszła, postawiła talerz na biurku, po czym natychmiast opuściła pomieszczenie.
Pora obiadowa zaskoczyła mnie bardziej niż ilość sprzedanych iPadów 2 w pierwszych dniach po premierze.

Zjadłem z apetytem, po czym znów spojrzałem w swój magiczny płatek. Ten sam sprzedawca, którego obserwowałem o poranku próbuje sprzedać sprzęt brzydkiej kobiecie.
- Robi to zupełnie bez przekonania, to bardzo źle... - mruknąłem niezadowolony.

Do gabinetu wszedł szczupły, czarnowłosy mężczyzna odwracając moją uwagę od tabletu.

  • Jak się dziś czujesz? - zapytał jak co dzień.
  • Jak z cudzą wątrobą - odparłem krótko.
  • Ee... Serwer globalnego monitoringu salonów sprzedaży ma się świetnie - kontynuował nieco zbity z tropu.
  • Tak powinno być. O klientach musimy wiedzieć wszystko. - skwitowałem.
  • No właśnie, jeśli o to chodzi... nie uda nam się wprowadzić płatności zbliżeniowych w najnowszej wersji telefonu... - rozpoczął.
  • iPhone'a Tim. iPhone'a. - przerwałem mu.
  • Tak, tak, iPhone'a! - poprawił się natychmiast i kontynuował - tak czy inaczej uniemożliwi to śledzenie zakupów jakich dokonują jego posiadacze.
  • Niedobrze. Dane mieliśmy wykorzystać przy tworzeniu mobilnych reklam - skomentowałem.
  • Inżynierowie pracują nad alternatywnym rozwiązaniem dla przyszłych generacji - dodał Tim z miną, która pytała mnie czy jest usprawiedliwiony.
  • Dobrze, odejdź - powiedziałem kończąc rozmowę.

Zająłbym się tą sprawą osobiście, ale z racji zbliżającej się prezentacji produktów musiałem oddelegować do tego Tima, aby samemu zająć się eventem.
Uruchomiłem Pages i wstukałem kilka pierwszych słów przemówienia...

"Witajcie, dziękuję za przyjście..."

Przerwałem ponownie spoglądając za okno na pędzące chmury.
- Oni nie rozumieją - pomyślałem - ani ta dziewczyna od obiadu, ani sprzedawca, którego obserwowałem, ani brzydka kobieta, ani nawet Tim. Oni nie rozumieją, że w obliczu policzonych dni te produkty, ta firma... to wszystko, co mogę po sobie pozostawić.

"Na początek trochę statystyk z ostatnich miesięcy..." - kontynuowałem pisanie.