Kilka dni temu informowaliśmy Was o procesie sądowym, w którym Apple wraz z innymi firmami (w tym Google), zostało oskarżone o stosowanie niedozwolonych praktyk związanych z przepisami antymonopolowymi. W związku z tą sprawą, na światło dzienne wypływają kolejne, bardzo interesujące fakty.

W czasie gdy Apple święciło kolejne triumfy po premierze pierwszego iPhone'a, równolegle toczyły się zakulisowe rozmowy między Stevem Jobsem a ówczesnym dyrektorem generalnym firmy Palm, Edwardem Colliganem. Zgodnie z dokumentacją ujawnioną dziś na sali sądowej, Jobs miał być bardzo niezadowolony z prób przejmowania niektórych pracowników Apple, podejmowanych przez Palm. Colligan zeznał, że Jobs miał mu zaproponować pewien układ, a jeśli on nie zgodziłby się go przyjąć, to jego firma miałby stanąć w obliczu wielu pozwów wytoczonych im przez Apple.

W odpowiedzi Colligan odpisał Jobsowi, że nie obawia się potencjalnych pozwów ze strony Apple, gdyż jego zdaniem, niezależnie od osobistych pragnień, takie praktyki są nielegalne. Przypomniał mu także, że Apple w tamtym czasie przejęło ok. 2% pracowników Palm, podczas gdy jego firma zatrudniła jedynie trzech byłych pracowników Apple, a aby wyrównać starty poniesione na rzecz firmy z Cupertino, powinna zatrudnić przynajmniej 100 razy tyle osób. Colligan nie obawiał się potencjalnych pozwów ze strony Apple, gdyż uważał, że zakupione od Siemensa patenty pozwolą Palm na skuteczną walkę w sądzie przeciwko Apple.
Jobs odpowiedział mu w swoim stylu - nie podobało mu się szczególnie to, że w rekrutacji pracowników Apple aktywny udział bierze Jon Rubenstein, jeden z byłych dyrektorów wykonawczych w Cupertino. Jobs zdawał sobie także sprawę z tego, że patenty odkupione przez Palm od Siemensa, nie niosą ze sobą realnej wartości, dlatego Apple nie zdecydowało się na ich zakup. W zawoalowany sposób zwrócił także uwagę Colligana na różnice w zasobności portfela obydwu firm, jednocześnie wskazując, że nie obawia się wejścia na drogę sądową.
W całą sprawę zamieszane jest nie tylko Apple - także Google w 2006 r. zdenerwowało Jobsa, który w mailu do Erica Schmidta, ówczesnego dyrektora generalnego firmy z Mountain View, napisał, żeby jego firma przestała rekrutować pracowników Apple z oddziału odpowiedzialnego za iPoda. Schmidt w odpowiedzi obiecał zająć się sprawą i poinformował Jobsa o tym, że w Google jest prowadzona specjalna zasada nierekrutowania pracowników Apple.

Prawnicy reprezentujący pozwane firmy próbowali nie dopuścić do publikacji tych materiałów, jednak prowadząca tę sprawę sędzia Lucy Koh nie wyraziła na to zgody. Pani sędzia aktualnie ma zdecydować, czy cywilny pozew złożony przez pokrzywdzone osoby można traktować jako pozew zbiorowy. Agencja Reuters donosi, że jeśli sędzia przystanie na taką, a nie inną kwalifikację tej sprawy, to powodowie mogą liczyć na znacznie mocniejszą pozycję przy zawieraniu ewentualnej ugody sądowej. Według prawników, ugoda taka może być warta setki milionów dolarów.
Już wkrótce swoje zeznania złożą TIm Cook i Eric Schmidt, a przy ich okazji możemy spodziewać się wycieku kolejnych, niezwykle ciekawych informacji.

Źródło: MacRumors