Core'owy gracz dotykowy
Od momentu debiutu iPhone'a, obserwujemy ogromny wzrost popularności gier przeznaczonych na smartfony i tablety. Można wręcz powiedzieć, że iPhone razem z iPadem spopularyzowały dotykowe granie i przebojem wdarły się na rynek opanowany przez konsole stacjonarne i przenośne. Jak ta sytuacja wygląda po kilku latach, z perspektywy osoby, której przygoda z grami rozpoczęła się od Atari 65XE?
Osobiście byłem pewien, że nigdy nie przekonam się do dotykowego grania. Ponad dekada spędzona z różnymi konsolami PlayStation spowodowała, że kontrola dotykowa w grach była dla mnie czymś niezrozumiałym, początkowo wręcz abstrakcyjnym.
Sytuacja zaczęła zmieniać się w momencie zakupu iPoda touch pierwszej generacji. Początkowo z czystej ciekawości zacząłem sprawdzać jak wygląda korzystanie z iPoda, jako konsoli przenośnej. Gry takie jak Super Monkey Ball czy Trism okazały się jednak jedynie ciekawostkami, gdyż nie mogły konkurować z takimi pozycjami jak Tekken, GTA i Killzone Liberation, które ogrywałem na konsoli PSP.
Urządzenia Apple z roku na rok dostają olbrzymiego "kopa wydajnościowego". Spowodowało to, że gry ukazujące się na system iOS zaczęły od pewnego czasu niebezpiecznie zbliżać się poziomem wykonania do gier na konkurencyjne konsole, a czasem nawet je przewyższać. Nie chodzi mi tutaj tylko o oprawę graficzną, która nadal była domeną dedykowanych urządzeń do gier. Mam tutaj na myśli szeroko pojętą "miodność" (termin nieco archaiczny, do którego mam jednak pewien sentyment). Coraz więcej wolnego czasu zacząłem poświęcać więc grom takim jak: Fieldrunners, Flight Control, Doodle Jump czy klasykowi iOS - Angry Birds.
Wkrótce potem nastał jednak dla mnie złoty okres PlayStation 3 i dotykowe gry znowu zeszły na dalszy plan. Motorstorm, Assassin's Creed, Killzone, Resistance i przede wszystkim Uncharted, to serie gier, które po raz kolejny odciągnęły mnie skutecznie od gier na iOS.
Kolejnym dużym wydarzeniem dla świata gier było wydanie iPada. Większa rozdzielczość ekranu i wydajniejsze układy graficzne spowodowały, że gry jeszcze bardziej zbliżyły się do konsolowego poziomu. Kto mógł przypuszczać, że na tabletach będziemy mogli zagrać w pozycje pokroju GTA 3. Tutaj pojawia się jednak pewna problematyczna kwestia - gry takie jak GTA na ekranie tabletu prezentują się znakomicie, jednak moim zdaniem to, że nie były one projektowane z myślą o dotykowym sterowaniu powoduje, że grywalność tych pozycji znacznie spada. Owszem, do wszystkiego można się przyzwyczaić, dotykowa kontrola sprawdza się całkiem dobrze w niektórych gatunkach (gry wyścigowe), ja jednak nie chciałbym przechodzić tego żmudnego procesu grając na iPadzie w Maxa Payne'a. Z tego powodu traktuję je na razie jako benchmarki graficzne nowych iPadów. Jestem ortodoksyjnym zwolennikiem fizycznych kontrolerów do gier, dlatego z niecierpliwością wyczekuję chwili, w której Apple zaproponuje swoim użytkownikom taką właśnie formę kontroli. Zdaję sobie jednak sprawę, że mogę się tego nie doczekać, gdyż w pewnym stopniu będzie to zaprzeczeniem polityki Apple i przyznaniem się do tego, że dotykowa kontrola w pewnych aspektach iOS nie jest najlepszym rozwiązaniem. Z drugiej strony, od dłuższego czasu możemy używać z iPadem klawiatur i myszek, dlaczego więc nie moglibyśmy korzystać z gamepada?
Pod koniec 2012 r. aktualna generacja konsol stacjonarnych wchodzi w swój ostatni cykl życia. PlayStation 3 i Xbox 360 zaczynają powoli cierpieć na brak ciekawych zapowiedzi na przyszły rok (w moim przypadku jedynie The Last of Us ratuje sytuację). Assassin's Creed 3 już nie daje takiej satysfakcji jak kiedyś. Uncharted 4 najpewniej ukaże się dopiero na następnej generacji. PlayStation Vita boryka się w tym momencie z chorobą wieku dziecięcego - po prostu brakuje dobrych, oryginalnych gier. Być może dotyka mnie po prostu syndrom wypalenia grami wideo (mam nadzieję, że jednak nie!), ale w ostatnim czasie ponownie więcej czasu poświęcam na granie na telefonie i tablecie. Doskonale wpisuję się też w obraz przeciętnego gracza, który korzysta z takiego właśnie sprzętu. Kilkuminutowe sesje w gry typu Extreme Roadtrip 2 (już za chwilę będę pierwszy w moim rankingu znajomych…) zajmują mi więcej czasu niż tzw. regularne granie przed konsolą. Zdaję sobie sprawę z tego, że na iOS dostępne są również bardziej ambitne gry (np. Bastion czy już wkrótce dostępna, odświeżona wersja oryginalnego Baldur's Gate, czy wspomniane wcześniej GTA), jednak na razie nie poświęcam im dużo czasu. Z pewną nostalgią wspominam jednak czasy, w których na przejście pierwszej części Uncharted poświęcałem całą noc. Dlatego z niecierpliwością czekam na zapowiedź nowej generacji stacjonarnych urządzeń Sony i Microsoftu. Być może tym dwom firmom uda się czymś nas zaskoczyć, a Orbis i Durango (kodowe nazwy nowych konsol) zaoferują coś więcej niż tylko lepszą i płynniejszą oprawę graficzną. Dochodzą również głosy, że następna generacja konsol będzie ostatnią w takim kształcie, jakim ją znamy.
Kto wie, może za kilka lat na ekranach naszych smartfonów zobaczymy biegnącego hydraulika Mario lub pocieszne szmacianki z Little Big Planet? Marzenie ściętej głowy?