Subiektywnie o wpływie "Mapokalipsy" na politykę Apple
Niedawne przeprosiny Tima Cooka za niedopracowaną aplikację map w systemie iOS 6 były bezprecedensowe za sprawą zachęcania użytkowników iOS do korzystania z konkurencyjnych rozwiązań m.in. takich firm jak Google czy Microsoft. Jakie będę reperkusje takiego zachowania dyrektora generalnego Apple i czy będzie miało ono wpływ na przyszły kształt mobilnego systemu firmy z Cupertino?
Na samych przeprosinach się nie skończyło - w App Store wydzielono specjalną sekcję, w której promowane są aplikacje innych deweloperów, które w tym momencie mogą działać lepiej od map Apple.
Jeśli jednak spojrzymy wstecz, to przekonamy się, że jeszcze nie tak dawno temu Apple odrzucało aplikacje, które według nich, dublowały funkcjonalność domyślnych aplikacji tworzonych w Cupertino. Dziś jednak polityka w tym względzie została poluzowana, przez co możemy wybierać z wielu alternatywnych przeglądarek internetowych, klientów poczty e-mail czy odtwarzaczy muzycznych. Apple w dalszym ciągu faworyzuje swoje własne programy (np. mobilne Safari ma wyłączny dostęp do silnika Nitro), jednak wydaje się, że nie utrudnia już tak swoim użytkownikom znalezienia alternatywy dla "swoich" programów.
A jeśli przeprosiny Tima Cooka nie były wyłącznie następstwem niedopracowanych map w iOS 6? Czy jest możliwe, że Apple zmieniło na trwałe swój stosunek do aplikacji deweloperów third-party i już nie uważa ich za zagrożenie?
Apple będzie w dalszym ciągu zobowiązane do tego, żeby jej programy na jej własnej platformie były najlepsze z możliwych. Być może w tym momencie w Cupertino przeważyła opcja za tym, żeby nie obawiać się sytuacji, w której użytkownicy szukają alternatyw w App Store. Przecież im więcej sprzeda się tam aplikacji, tym więcej pieniędzy zarobi Apple, a przez większą różnorodność aplikacji tam dostępnych, łatwiej będzie zatrzymać w nim klientów.
Do czego się to wszystko sprowadza? Wyobraźmy sobie taką sytuację - mamy wrzesień 2013 r. i Apple prezentuje w San Francisco iPhone'a 5S/6. Razem z nowym smartfonem debiutuje system iOS 7, w którym Apple umożliwia użytkownikom na decydowanie, które aplikacje mają być domyślne dla klienta poczty e-mail, przeglądarki internetowej, programu do nawigacji, itp. Niemożliwe? Mało prawdopodobne?
Jakakolwiek zła nie byłaby nowa aplikacja map, na pewno nie podniosłoby się tyle głosów krytyki, jeśli już w iOS 6 mielibyśmy możliwość zmiany domyślnych aplikacji. Ktoś, komu nie odpowiadałyby nowe mapy od Apple, mógłby zdecydować się na korzystanie z innej aplikacji, włącznie z tą od Google, kiedy już zostałaby wydana w App Store. Problem rozwiązany, a Apple mogłoby dzięki temu dużo zyskać wizerunkowo, a wizerunek jest czymś, do czego w Cupertino przykłada się bardzo dużą wagę.
Wydaje się, że Apple dużo straciło w oczach swoich użytkowników, kiedy zdecydowało się zamienić ograniczoną w pewnym stopniu, ale dobrze działającą aplikację map, na rozwiązanie znacznie gorsze w oczach przeważającej większości. Być może Apple wyciągnie z tego zamieszania lekcję - pora skończyć z dokonywaniem najważniejszych wyborów za innych i przestać uważać aplikacje third-party za obywateli drugiej kategorii w App Store? Jeśli miałoby okazać się to prawdą, to cała "Mapokalipsa", z którą aktualnie mamy do czynienia, mogłaby mieć ostatecznie zaskakujący i pożądany efekt: możliwość decydowania o domyślnych aplikacjach w iOS 7. Czy na taką możliwość nie byłoby warto poczekać?
Źródło: CultOfMac