Głośniki przenośne należą do dość niszowych produktów. Pomimo tego wielu producentów sprzętu audio decyduje się na umieszczenie w swojej ofercie przynajmniej jednego urządzenia tego typu. Yamaha stworzyła PDX-11 - niewielki głośnik, który brzmi zaskakująco dobrze, a swoim wyglądem potrafi zwrócić na siebie uwagę. Jak sprawdza sie w praktyce? Zapraszam do recenzji.

PDX-11 wykonano niemal w całości z plastiku. Jest on wysokiej jakości, spasowanie nie pozostawia nic do życzenia. Tylna część obudowy ma gładką powierzchnię, natomiast przód oraz panel z przyciskami i dockiem są lekko chropowate. Nad gniazdem umieszczono metalowy, błyszczący uchwyt. Został on umieszczony tak, że przenoszenie Yamahy z podłączonym iPodem nie jest możliwe. Głośnik przykryty jest metalową siatką, na której znalazło się logo producenta. Na spodzie znalazły się cztery gumowe elementy. Są one dość wysokie i elastyczne, dzięki czemu urządzenie może być ustawione stabilnie nawet na nierównej powierzchni. Design Yamahy jest bardzo agresywny - pełno tu ostrych krawędzi i metalowych wykończeń, ponadto głośnik występuje w zielonej wersji kolorystycznej, która wygląda wręcz niesamowicie (w ofercie znalazły się też bardziej stonowane kolory). Kontrastuje to z minimalizmem produktów Apple, niemniej jednak razem z nimi Yamaha stanowi interesujace połączenie.

Urządzenie nie oferuje zbyt wielu funkcji. Przyciski na obudowie pozwalają jedynie na regulację głośności oraz włączenie sprzętu. Dołączony do zestawu pilot umożliwia też sterowanie iPodem. Umieszczone na nim przyciski przewijania listy w górę i w dół oraz zatwierdzanie i menu pozwalają na pełną kontrolę nad odtwarzaczem, który posiada Click Wheela. Niestety sterowanie iPodami, które są go pozbawione (jak choćby nano 6G), ograniczone jest do przewijania i zmieniania utworów. Kontroler jest bardzo dobrze wykonany, przyciski mają chropowatą fakturę, a ich kliknięcie jest dobrze wyczuwalne. Posiada też zaczep na smycz. Oprócz złącza dock, PDX-11 wyposażony jest w gniazdo mini Jack, pozwalające na podłączenie dowolnego odtwarzacza. Głośnik może być zasilany z sześciu baterii AA bądź też podłączony do prądu za pomocą dołączonego zasilacza. W przypadku zasilania bateryjnego czas pracy wynosi około ośmiu godzin.

Za dźwięk wydobywający się z Yamahy odpowiadają dwa głośniki: wysokotonowy oraz niskotonowy. Efekt tego połączenia jest naprawdę dobry. Oczywiście nie uświadczymy tu szerokiej sceny czy szczególnie dobrej separacji instrumentów. Największy nacisk położono na dobre brzmienie niskich tonów. Te są głębokie i bardzo dynamiczne. Bas jest dobrze kontrolowany, nie dudni i nie zakłóca pozostałych tonów. Średnie pasma brzmią poprawnie - są wyraźne, ale bez przesadnej szczegółowości. Zdarza się, że wokale zagłuszane są przez instrumenty, problem ten występuje jednak sporadycznie. Wysokie tony są niezłe. Nie sięgają one zbyt wysoko, momentami grają też zbyt cicho. Nadrabiają natomiast szczegółowością. PDX-11 spodoba się przede wszystkim miłośnikom mocnych basów - te brzmią zdecydowanie najlepiej, przez co Yamaha sprawdza się przede wszystkim w muzyce elektronicznej oraz w rapie.

Yamaha PDX-11 to jedno z najciekawszych urządzeń, jakie miałem okazję ostatnio testować. Niesamowity wygląd w połączeniu z wysokiej jakości dźwiękiem (oczywiście jak na urządzenie tego typu) sprawia, że naprawdę trudno doszukać się w tym produkcie większych wad. Przydałoby się, by pilot dało się przyczepić do obudowy - w końcu to urządzenie przenośne, a bez kontrolera sterowanie odtwarzaczem nie jest zbyt wygodne. W zestawie mogłyby też znaleźć się adaptery do iPodów. Wady te nie są jednak szczególnie uciążliwe - długi czas na baterii, lekka konstrukcja i świetny dźwięk wynagradzają je z nawiązką.

Dziękujemy firmie Audio Klan za dostarczenie głośnika do testu.