Mass Effect: Infiltrator - recenzja
Electronic Arts jest jednym z moich ulubionych wydawców gier. Na swoim koncie mają kilka świetnych tytułów, w tym Dead Space czy serię Need for Speed. Niedawno w App Store pojawiła się kolejna gra tej firmy. Mass Effect: Infiltrator pozwala wcielić się w postać Randalla Ezno i pacyfikować zastępy przeciwników na przeróżne sposoby. Na ile jest to satysfakcjonujące i czy gra skupiająca się niemal wyłącznie na walce może wciągnąć na długie godziny? Zapraszam do recenzji.
Na początku chciałbym wyjaśnić jedną kwestię. Czytałem wiele zupełnie odmiennych opinii na temat iOS-owego Mass Effect. Osoby, które grały w wersję konsolową narzekały, że Infiltrator jest jedynie bezmyślną strzelaniną, całkowicie różną od "dużych" braci. Z drugiej strony napotkałem też głosy, że gra jest naprawdę dobra i konsolowcy nie mają pojęcia, o czym piszą. Sam nie byłem nigdy fanem Mass Effect, nie grałem w żadną inną część z wyjątkiem Infiltrator, dlatego też recenzja pisana jest z perspektywy osoby nie znającej uniwersum ani całej fabuły.
Wspomniany we wstępie Randall to zaprawiony w boju weteran. Jest przy tym przeciętnym poliglotą, więc częściej usłyszymy od niego krótkie kwestie wygłaszane ku czci poległych przeciwników aniżeli przydługie wywody na temat moralności, ratowania świata i tym podobnych bzdur. W grze nie ma rozbudowanej, wielowątkowej fabuły, w związku z czym główna postać idealnie wpasowuje się w klimat niezobowiązującej strzelaniny. Głos bohatera jest w porządku, wypowiada się z przekonaniem i przyjemnie się go słucha. Gorzej brzmią kwestie wygłaszane przez prowadzącego Randalla przez większość gry narratora. W założeniu astmatyczne dyszenie przypominające dźwięki wydawane przez Dartha Vadera miały chyba budzić grozę (albo przynajmniej zainteresowanie). Tymczasem wypadło to bardzo sztucznie, a wręcz komicznie.
Rozgrywka dzieli się na dwa zasadnicze etapy: eksplorację świata oraz walkę. Zwiedzanie map nie jest niczym ograniczone, możemy wejść do wielu pomieszczeń, których odwiedzenie nie jest konieczne do ukończenia gry. Na swojej drodze napotykamy różne terminale i skrytki, których użycie powoduje dodanie do naszego portfela niewielkiej ilości gotówki. To niestety jedyna rzecz, którą znajdujemy. Szkoda, że autorzy nie zdecydowali się na zamieszczenie ukrytych przedmiotów, które odblokowywałyby artworki czy inne tego typu dodatki. Czasem spotykamy też postacie, z którymi można postąpić na dwojaki sposób: brutalny lub łaskawy. Obojętne, co zrobimy, i tak nie będzie to miało wpływu na dalszą grę. Zmarnowano tu duży potencjał - w zupełności wystarczyłoby, gdybyśmy później otrzymali pomoc od ocalonej postaci albo stali się ofiarą zemsty tych, z którymi obeszliśmy się mniej grzecznie.
Zarobioną gotówkę można przeznaczyć na nowe uzbrojenie czy rozwój umiejętności. Do wyboru mamy cztery rodzaje broni - karabin maszynowy, strzelbę, karabin snajperski oraz działo strzelające wiązką energii. Każdy oręż ma cztery stopnie ulepszenia. Oprócz broni kupić możemy też zbroję lub hełm - tu wybór ograniczony jest również do czterech różnych rodzajów, poprawiających różne atrybuty bohatera. Ponadto możliwy jest także rozwój umiejętności - tu do wyboru mamy sprint, wślizg i czas regeneracji niewidzialności. Ulepszanie biotyki zwiększa z kolei umiejętności ofensywne postaci. Do wyboru jest między innymi wyrzucanie przeciwników w powietrze czy ich unieruchamianie. Randall potrafi atakować też wręcz, w związku z czym możemy ulepszyć jego siłę uderzenia, pchnięcie oraz szarżę. W razie potrzeby możemy dokupić kredyty za prawdziwą gotówkę przez płatność wewnątrz aplikacji. Na szczęście nie jest to absolutnie konieczne do ukończenia gry - nie zdobywamy zbyt wiele pieniędzy, jednak wystarczają one na bieżącą rozbudowę ekwipunku i trening umiejętności. Po drodze zdobywamy też dyski, które można przesłać do Mass Effect 3 na konsolę lub wymienić na kredyty w Infiltratorze.
Zwiedzanie świata naprawdę przyjemne, grafika prezentuje się bowiem znakomicie. Nawet zamknięte pomieszczenia, w których toczy się większa część gry, przyciągają wzrok dopracowaniem i drobnymi detalami. Główna postać wygląda po prostu niesamowicie - w zbroi odbija się światło, porusza się (prawie zawsze) naturalnie, a na dodatek każda z broni noszona przez Randalla jest widoczna i po użyciu odkładana na miejsce (czemu towarzyszy świetna animacja składającego się oręża). Do tego dochodzą szczegółowe przeciwników, efekty świetlne podczas wystrzałów i bardzo dobre animacje. Nie sposób nie wspomnieć też o drganiu powietrza unoszącego się nad rozgrzanym po wyprutej serii karabinem. Autorzy nie doszlifowali jednak swojego dzieła - postacie nie rzucają cieni, a jeden z większych przeciwników wygląda tak paskudnie, jakby wyjęto go z gry mającej co najmniej kilka lat (to ten zielony z obrazka poniżej). Na dodatek niektóre z animacji zostały ze sobą kiepsko połączone, jest to szczególnie widoczne podczas robienia wślizgu i wstawaniu po nim. Grafika została zoptymalizowana do rozdzielczości ekranu nowego iPada. Wszystko jest więc bardzo ostre, jednak ucierpiała na tym płynność rozgrywki. Podczas starć zdarzały się momenty, gdzie obraz wyraźnie klatkował.
Grafika to jednak nie wszystko, równie ważną kwestią są dźwięki towarzyszące rozgrywce. O dialogach pisałem już wcześniej - Randall brzmi dobrze, resztę też ostatecznie da się jakoś wytrzymać. Z odgłosami otoczenia jest różnie. Z jednej strony mamy przekonujące wystrzały, eksplozje czy syk stygnącej broni i trzaskanie drzwi. Z drugiej zaś dźwięki wydawane przez buty stukające o metalową podłogę brzmią tak, jakby ktoś leniwie tłukł łyżką stołową w metalowe pręty. Denerwujące są też krzyki przeciwników, których wyrzucono w powietrze. Lekcji fruwania towarzyszy zawsze ten sam okrzyk, na dodatek biedak potrafi drzeć się jeszcze długo po tym, jak uderzy w ścianę i bez ducha pacnie o ziemię. Nie mogę za to napisać złego słowa o muzyce - nie jest jej co prawda wiele, jednak motywy brzmiące w tle (w tym także w menu) idealnie pasują do gry, w stosownych momentach przyspieszają, podnosząc napięcie.
Pora przejść do najważniejszego aspektu rozgrywki, jakim jest walka. Widać, że twórcy starali się, by wyglądała ona widowiskowo i dynamicznie. Efekt ich pracy wypada naprawdę dobrze, ale do ideału trochę mu jednak brakuje. Każda potyczka polega na kryciu się za osłonami i likwidowaniu wychylających się oponentów. Postać zaczyna strzelać sama, musimy jedynie wybrać cel oraz nakierować celownik na oznaczony punkt, by zadawać jak najwięcej szkód. Takie rozwiązanie jest dość bezmyśle i nieszczególnie mi się spodobało. Nie dość, że ograniczeni jesteśmy do walki z jednym celem jednocześnie, to na dodatek nie można trafić przeciwnika, który wystaje zza przeszkody, ale ze znanego tylko twórcom powodu nie można go zaznaczyć. W każdej chwili można przerwać ostrzał i ponownie się ukryć bądź też przeskoczyć za inną osłonę. Sterowanie postacią podczas chowania się zrealizowane zostało za pomocą gestów. Jeśli bohater ma możliwość przejścia za inną przeszkodę, to na ekranie wyświetlane są strzałki. Po przesunięciu palca we wskazanym kierunku Randall przeskoczy w dane miejsce (czemu towarzyszyć będzie świetnie wyglądająca animacja). Szkoda, że i tu nie dopracowano wszystkiego. Nie ma możliwości, by przejść płynnie pomiędzy osłonami, które ustawione są względem siebie prostopadle (i to nawet wtedy, gdy przylegają do siebie). Zawsze można też opuścić ukrycie i ostrzeliwywać przeciwnika bez osłony. Taktyka ta kończy się zazwyczaj bardzo szybką śmiercią, niemniej jednak możliwość taka istnieje.
Podczas walki wykorzystujemy zarówno konwencjonalne uzbrojenie, jak i biotykę oraz umiejętności specjalne. Dostęp do nich został doskonale przemyślany. Przyciski pokazujące aktualnie wybraną moc oraz broń umieszczono w górnych narożnikach ekranu. Po przytrzymaniu na nich palca rozwija się lista dostępnych pozycji z danej kategorii. Dzięki temu rozwiązaniu zmiana umiejętności lub broni to kwestia sekundy. Jest to o tyle ważne, że niektórzy przeciwnicy są bardziej wrażliwi na określony typ broni. Ponadto za zabijanie wrogów różnymi rodzajami uzbrojenia dostajemy więcej punktów stylu, co przekłada się na wyższe wynagrodzenie po zakończonej walce. Statystyki można poprawić też poprzez pozbywanie się przeciwników w seriach - po zastrzeleniu oponenta czas na chwilę zwalnia, wtedy też trzeba zaznaczyć kolejnego wroga i pozbawić go życia. Oprócz stylu punktowany jest też czas, w jakim ukończymy daną walkę oraz ilość otrzymanych obrażeń. To akurat jest trudne do oceny podczas walki - zdrowie regeneruje się samo, a jedyną informacją odnośnie kondycji postaci jest mniej lub bardziej zakrwawiony ekran.
Mass Effect: Infiltrator sprawia wrażenie gry, która miała być czymś rozbudowanym i naładowanym akcją. Twórcy mieli kilka naprawdę doskonałych pomysłów (jak choćby sterowanie czy chowanie się), jednak żadnego z nich nie doszlifowali. To powoduje, że Infiltrator jest produktem pięknym, aczkolwiek niedopracowanym. Jestem tym bardzo zawiedziony, ponieważ sama koncepcja naprawdę mi się spodobała. Polubiłem nawet małomównego, ale sprawnie mordującego Randalla. Ostatecznie zaakceptowałem też celowanie. Niemal doskonała oprawa graficzna i dźwiękowa połączona ze średnim systemem walki oraz przeciętnie interesującą eksploracją świata to jednak zdecydowanie za mało, by Infiltrator mógł znaleźć się w czołówce najlepszych gier na iOS. Szkoda, bo miał na to naprawdę duże szanse.
Ocena: 6 /10
Mass Effect: Infiltrator jest grą uniwersalną, przeznaczoną na iPhone'a, iPoda touch oraz iPada. Kosztuje 5,49€, możecie pobrać ją tutaj.
Gra testowana była na iPadzie trzeciej generacji. Zrzuty ekranu w pełnej rozdzielczości dostępne są po kliknięciu na dany obrazek. Autor recenzji nie doznał żadnych oparzeń ani innych uszczerbków na zdrowiu.