Odgrzewane kotlety czy hity w nowym wydaniu?
Mówi się, że dobre produkty starzeją się jak wino. Wraz z czasem potrafimy je coraz bardziej docenić, zrozumieć i polubić. Jak to stwierdzenie ma się jednak do wydawania po latach gier na kolejne platformy? Poniżej przedstawiłem mój punkt widzenia na podstawie trzech tytułów, które powstały wiele lat temu, a ostatnio zagościły w App Store.
Około miesiąca temu w sklepie z aplikacjami pojawiło się The Bard's Tale. Gra wydana była w 2005 roku i została bardzo ciepło przyjęta przez recenzentów na całym świecie. Niestety, ze względu na słabą kampanię promocyjną przemknęła ona niemal bez echa. Szkoda, bo Opowieść Barda zrywała ze wszelkimi stereotypami. Była czymś zupełnie... nieprzewidywalnym. Z jednej strony gracz walczył z potworami, zdobywał doświadczenie i przedmioty, awansował na kolejne poziomy i rozmawiał z napotkanymi postaciami. Opis ten sugeruje, że do czynienia mamy z grą RPG. Owszem, pewne elementy tego gatunku były tam obecne, jednak zostały one bardzo uproszczone. Gracz nie miał ekwipunku - lepsze przedmioty automatycznie zastępowały gorsze. Poza tym rozwój postaci nie był szczególnie rozbudowany. System walki był niezły, także kolejnych przeciwników rozkładało się na łopatki z dużą przyjemnością.
To, co wyróżniało Opowieść Barda na tle innych tytułów to całkowicie prześmiewczy charakter gry. Nie ratowaliśmy świata, nie dokonywaliśmy szlachetnych czynów, nie wybijaliśmy smoków, co by więcej dziewic nie zjadały. Bard był próżniakiem, opojem i tchórzem, któremu zależało przede wszystkim na pieniądzach i wygodzie. W swoich sprzeczkach z narratorem niejednokrotnie było słychać drwiny skierowane w stronę szlachetnych bohaterów, którzy wybrali naszpikowane chwalebnymi uczynkami (i w związku z tym dość krótkie) życie. Dziś Opowieść Barda dostępna jest w App Store. Dlaczego więc spośród mnóstwa gier, które można było przenieść na platformę Apple, wybrano właśnie tą? Cóż, humor i łamanie konwenansów to jedna z tych rzeczy, które nie starzeją się zbyt szybko.
Wiele lat temu grałem na swoim pierwszym komputerze w Dizzy - Prince of Yolkfolk. Przygody pikselowatego jajka, zbierającego przedmioty i skaczącego po drzewach i zamkach były dość dużym wyzwaniem. Wymagały zarówno zręczności, jak i umiejętności kojarzenia faktów. Okrągły mógł mieć przy sobie na raz jedynie trzy przedmioty, co było sporym ograniczeniem. By pchnąć rozgrywkę naprzód, należało często wykazać się sprytem i odpowiednio wykorzystywać znalezione rzeczy. Wiele lat po premierze Dizzy zawitał do App Store. Niestety, ktoś wpadł na idiotyczny pomysł, by odmłodzić szatę graficzną, przez co wszystkie krawędzie są ładnie zaokrąglone, a na ekranie nie widać już pikseli wielkości płyt chodnikowych. Wskutek tego gra straciła swój klimat, zrównała się z innymi przygodówkami, które są obecne w App Store. A na ich tle odmłodzony Dizzy wypada blado. Niektóre gry starzeją się jak wino. Przez głupi lifting Dizzy zestarzał się jak mleko.
Grand Theft Auto. Seria, która od początku swojego istnienia szokowała, ale i zachwycała. Symulator gangsterskiego życia, okraszonego strzelaninami, pościgami, komicznymi sytuacjami i nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Zaledwie wczoraj w App Store wylądowało GTA 3. Po raz pierwszy zostało wydane ponad 10 lat temu, jednak przez ten czas nie zestarzało się ani trochę. Jak na możliwości iPhone'a/iPada grafika wygląda naprawdę dobrze. Brudne, szare kolory, doskonała muzyka, dialogi przesycone czarnym humorem, świetne animacje postaci, bardzo dobra fizyka jazdy, zachowanie przechodniów, ogromne miasto z mnóstwem zaułków do odkrycia i paczek do zebrania. Wszystkie te rzeczy tworzą jedyny w swoim rodzaju klimat, którego próżno szukać w tytułach naśladujących GTA. Przeniesienie na iOS wypada bardzo dobrze, gra działa płynnie na najnowszych urządzeniach, na starszych sprzętach również da się grać. Jedynie sterowanie kamerą jest dość denerwujące, jednak z czasem można się do niego przyzwyczaić (ale można było zrobić je lepiej).
Młodsi gracze czytają pewnie powyższe słowa ze zdziwieniem. Przecież ten staroć ma 10 lat, wygląda brzydko, jest szary i ponury. I faktycznie, w GTA 3 brakuje kolorów. Jest za to wypełnione po brzegi czystą, niczym nieskrępowaną rozrywką i przyjemnością z grania. Przemyślane misje fabuły przeplatane z poznawaniem miasta i wykonywaniem pobocznych zadań sprawiają, że nawet po 10 latach trudno oderwać się od GTA. Sam myślałem, że aż tak się nie wciągnę. Przecież znam tę grę od dawna. Jak więc wytłumaczyć to, że przez godzinę jeździłem wozem strażackim i gasiłem płonące samochody?
Wydanie gry po latach od jej pierwotnej premiery to trudne zadanie. Nie dość, że należy dostosować tytuł do specyfiki danej platformy, to na dodatek nie można pozbawić gry tego, co nie pozwoliło zapomnieć o niej przez te wszystkie lata. Tylko wyjątkowe i wyróżniające się pozycje trafiają na kolejne urządzenia po to, by zapewnić rozrywkę kolejnemu pokoleniu graczy. Z opisanych przeze mnie tytułów tylko jeden zasługuje na miano odgrzewanego kotleta. Ludzie odpowiedzialni za przeniesienie Dizzy na iOS powinni zostać na zawsze pozbawieni dostępu do czegokolwiek, co do działania wymaga prądu. GTA 3 i Opowieść Barda to jednak hity sprzed lat, które dotąd mogą stanowić wzór dla innych przedstawicieli swojego gatunku. Niekonwencjonalne, prześmiewcze i z niesamowitym klimatem.