Słuchawki Audio-Technica QuietPoint ATH-ANC9
O tym, jak ważnym akcesorium są dla mnie słuchawki, wspominałem nie raz. Pozwalają mi nie tylko na delektowanie się dźwiękami, ale i oddzielenie od otoczenia, zwłaszcza wtedy, kiedy rozprasza ono moją uwagę chaotycznymi dźwiękami lub po prostu męczy monotonnym buczeniem, jak ma to miejsce w samolocie.
O tym, jak uciążliwy jest dźwięk silnika samolotu, przekonać się można nie tylko podczas wielogodzinnych lotów międzykontynentalnych, ale także na krótszych trasach, choćby lecąc z Łodzi do Londynu. Samolot to miejsce pod wieloma względami klaustrofobiczne. Monotonne buczenie silników rozchodzi się po całym kadłubie, nie ma możliwości, by od niego uciec. Na szczęście na rynku od dawna są słuchawki wyposażone w funkcje redukcji hałasu. Przez ostatnie kilka tygodni, także podczas długich godzin spędzonych w powietrzu, miałem okazję testować słuchawki Audio-Technica ATH ANC9.
Ich testy zbiegły się z kilkoma moimi podróżami (m.in. do USA). Miałem więc okazje przetestować je nie tylko pod kątem wygody użytkowania i jakości dźwięku, ale także właśnie jako akcesorium pozwalające mi bronić się przed męczącym hałasem.
Wyposażone są one w funkcję redukcji hałasu pracującą w trzech różnych trybach: samolotowym - 200 Hz - zmniejszającym o 95% wspomniane już buczenie silników samolotu, biurowym - 300 Hz - redukującym o 95% hałas urządzeń biurowych (np. klimatyzacji i wiatraków) i w trybie nauki - 200 Hz - pozwalającym pracować w ciszy np. w domu. W praktyce, i to wielokrotnie, miałem okazję testować każdy z nich.
Trudno mi ocenić, czy podczas podróży samolotem słuchawki faktycznie ograniczają hałas silników o 95%. Praktycznie jednak, po włączeniu w nich redukcji hałasu, ustawieniu na tryb samolotowy i założeniu na głowę, znajdowałem się w innym niż dotąd świecie. Niezależnie od tego, czy słuchałem w danym momencie muzyki, czy nie, uporczywe buczenie, które zwykle męczyło mnie podczas lotu, znikało. Owszem, słychać było dalej pracę silników, były one jednak bardzo ciche, tak jakby były gdzieś daleko, a ich dźwięk nie był już uciążliwy. O tym, jak bardzo przydaje się redukcja hałasu, przekonywałem się za każdym razem, kiedy wysiadałem z samolotu, niezależnie od tego, czy w powietrzu spędziłem dwie, czy osiem godzin. Miałem w sobie więcej energii, nie byłem aż tak zmęczony, jak wcześniej po tego typu podróżach.
Redukcja hałasu działa dopóty, dopóki nie dotykamy słuchawkami założonymi na głowę kadłuba samolotu. Wystarczy, nachylając się do okna, dotknąć nimi ściany samolotu i od razu nieprzyjemne buczenie wraca.
Słuchawki radziły sobie także świetnie z redukcją typowych szumów biurowych. W gorące dni zwykle obok mojego biurka pracuje wentylator, którego buczenie wyciszały także bardzo dobrze. Podobnie rzecz się ma z trybem uczenia się. W tym ostatnim wypadku słuchawki redukowały większość dochodzących do mnie dźwięków.
Z tych dwóch trybów korzystałem codziennie podczas pracy czy nauki (odpowiedź na pytanie, czego może uczyć się 42-letni facet, to temat na zupełnie inny wpis).
W redukcji hałasu wykorzystywane są cztery wbudowane mikrofony, umieszczone po dwa na każdej ze słuchawek. Mierzą one poziom i rodzaj hałasu, dzięki czemu jego redukcja jest jeszcze bardziej skuteczna. Wspomnę też, że sama konstrukcja słuchawek zapewnia dość dużą izolację od dźwięków otoczenia, choć oczywiście nie takich jak silnik samolotu.
Choć same słuchawki, działając w trybie pasywnym, nie potrzebują dodatkowego zasilania, to jednak system redukcji hałasu potrzebuje osobnego źródła energii. W lewej słuchawce znalazło się miejsce dla baterii AAA. Według zapewnień producenta wystarcza ona do 35 godzin przy wykorzystaniu baterii litowej. W praktyce, na jednej baterii alkaicznej byłem w stanie przelecieć z Polski na wschodnie wybrzeże USA i z powrotem.
Co ciekawe, wbrew temu, czego się spodziewałem, grają one lepiej przy włączonej redukcji hałasu niż w trybie pasywnym. W przypadku opisywanego modelu ATH ANC9 dźwięk jest wyraźnie ciemniejszy od tego, jaki generują opisywane jakiś czas temu przeze mnie bezprzewodowe słuchawki Audio-Technica ATH SR5BT, które przynajmniej dla mnie grały bardzo neutralnie. Co więcej, jest on jeszcze bardziej ciemny w trybie pasywnym niż przy włączonej redukcji hałasu. Niezależnie od wybranego trybu pracy, okoliczności i miejsca (samolot, dom, biuro), według mnie słuchawki te grały lepiej przy aktywnej redukcji. Dźwięk był jaśniejszy niż w trybie pasywnym, dostawał jakby więcej powietrza.
Oczywiście to moje czysto subiektywne odczucia. Muszę też wspomnieć, że nawet w trybie pasywnym, w porównaniu ze słuchawkami z niższej półki cenowej, dźwięk i tak był wyraźnie lepszy. I tak niezależnie od rodzaju muzyki, a już zwłaszcza w przypadku metalu, nie występowało zjawisko kompresji. W przypadku ATH ANC9 nie ma mowy także o kłujących bębenki wysokich częstotliwościach czy dudniących od testosteronu basach, choć oczywiście wiele zależy od tego, czego tak naprawdę słuchamy. Same słuchawki zostały wyposażone w 40-mm głośniki przenoszące od 10 do 25 tysięcy Hz.
Oczywiście, jak każde słuchawki nauszne, także i te powodują pewne zmęczenie, głównie małżowin usznych. Po kilku godzinach noszenia, będąc nawet w samolocie, zdejmowałem je na jakiś czas, by dać uszom odpocząć. Konstrukcja samych słuchawek, wykorzystanie pianki zapamiętującej kształty zarówno na nausznikach, jak i pałąku, zapewnia jednak duży komfort ich używania.
Producent zadbał też o ich zabezpieczenie podczas przenoszenia. W komplecie znalazło się wygodne etui, w którym obok słuchawek znajdziemy kabelki, a nawet przejściówki na dużego jacka i wtyczkę samolotową (podwójny minijack).
Jeśli szukacie dobrze grających słuchawek z redukcją szumów, a może po prostu chcecie kupić słuchawki i nawet nie wiecie, jak hałas może być męczący, powinniście zainteresować się tymi słuchawkami.