Dzień dobry,
W weekend niespodziewanie zaczęła mi gasnąć matryca przy otwieraniu skrzydła od MacBooka Pro (2016) tak mniej więcej w połowie.
Znam, pamiętam głośną aferę "flexgate", więc szybko rezerwuję wizytę w iDream w Łodzi i w poniedziałek z rana pojawiam się tam z moim "chorym" makiem.
Potrzebna jest faktura zakupu, więc dosyłam popołudniu. Zakup był robiony jeszcze w elektromarkecie SATURN w Warszawie, w dniu 5 marca 2017r.
Okazuje się, że to 9 dni po terminie, a biorąc pod uwagę, że wizytę do serwisu wyznaczyłem w sobotę, to jest to 7 dni po obowiązującej, 5 letniej ochronie z tytułu akcji serwisowej. Nieprawdopodobne po prostu.
iDream w Łodzi, ponieważ tylko odsyła sprzęt i nie naprawia tej usterki na miejscu, czeka na info z centrali, czy w takim wypadku może wysyłać sprzęt do naprawy? Centrala niestety mówi NIE! Dzwonię na infolinie. Młodszy technik, mówi, że niestety po terminie tydzień i że niestety nie będzie naprawy. Drugi telefon do starszego technika, również kończy się tak samo. Smutek.
Wymieniałem już w tym maku topcase i baterię, ekranu nie chciano wymienić, mimo, że akcja już trwała, bo przecież był sprawny. Co zresztą logiczne.
A tydzień po 5 letnim okresie darmowej naprawy tego komponentu, psuje się. Jestem załamany i zły. Mam od ponad 15 lat sprzęt Appla. Firmowe i osobiste i zawsze byli fair play w takich sytuacjach. Teraz jestem zaskoczony brakiem elastyczności i ich postawą.
Czy znacie może jeszcze jakiś sposób, żeby to ogarnąć i wpłynąć na centralę w Polsce?
Będę wdzięczny za wasze podpowiedzi i podzielenie się podobnymi historiami.
Z GÓRY DZIĘKI ZA POMOC