Komentarze Nath28 Usuń wszystkie komentarze

Small World 2 - podbij świat magii (+konkurs)

Dziękuję bardzo! :) "Kupców i Korsarzy" gorąco polecam, zwłaszcza jak za oknami mróz! Taka wyprawa na Karaiby bezcenna :) Pozdrawiam serdecznie!

Small World 2 - podbij świat magii (+konkurs)

Opowiem Wam historię, jak Gaspar de Rivera, ten parszywy szczur lądowy, spróbował zagarnąć władzę na Karaibach w swoje zachłanne kupieckie ręce. Zdominował handel tytoniem, suknem, trzciną cukrową, rumem… Kupował towary za śmiesznie niskie pieniądze i sprzedawał tam, gdzie było na nie największe zapotrzebowanie po ogromnie zawyżonych cenach. I to on śmiał nazywać złodziejem MNIE! Wkrótce ładownie jego potężnego galeonu wypełniły się złotem. Porty w Hawanie, Tortudze czy Port Royale huczały od plotek o jego hegemonii na Karaibach. Ale w końcu popełnił w swej arogancji błąd. Zamiast ulokować bezpiecznie skarb w porcie macierzystym, pływał z nim po całym morzu. Był łakomym kąskiem… Ale zbyt dużym do przełknięcia, nawet dla takiego wilka morskiego jak ja.

Nie byłem może wtedy legendarnym piratem jak Czarnobrody czy Charles Vane, ale niejeden angielski kupiec drżał ze strachu na widok mego galeonu. Z każdym zatopionym statkiem moja sława i wpływy rosły, a stos złotych monet piętrzył się bezpiecznie schowany w skrzyni w porcie macierzystym. Właśnie złupiłem kolejnego kupca, gdy dotarły do mnie wieści, że Gaspard de Rivera wyruszył w stronę ojczystego miasta. Wiedziałem, że gdy dotrze na miejsce i zdeponuje swój ogromny skarb, osiągnie na Karaibach władzę, o której inni mogli tylko marzyć.

Oczywiście w głowie zaświtała mi myśl, aby przeciąć mu drogę i posłać jego piękny galeon na dno. Niestety kupiec, który ostatnio przekazał mi wiezione towary (nie do końca z własnej woli, przyznaję), zdołał wcześniej poharatać mój statek. Nie byłem samobójcą… Ale nie zamierzałem też składać broni. Potrzebowałem dosłownie jednego spektakularnego zwycięstwa, aby spocząć w glorii chwały i zdobyć panowanie na morzach w tym rejonie. Okazja nadarzyła się sama.

Holenderska fregata! – usłyszałem okrzyk z bocianiego gniazda i wiedziałem już, że to jest moja ostatnia szansa. Mimo uszkodzeń ruszyłem na spotkanie przeznaczenia. Bogowie morza uznali chyba, że muszę solidnie zapracować na zwycięstwo. Od początku wszystko szło nie tak. Nie zdążyłem oddać nawet jednej salwy z dział. Holenderski kapitan wyprowadził mnie w pole i przeprowadził udany abordaż! Miał przewagę liczebną, ale moi chłopcy nie odpuszczali. Rąbaliśmy i siekliśmy wszystko, co postawiło nogę na naszym pokładzie. Obie załogi były na wykończeniu… Wtem czas nagle jakby zwolnił, a ja czułem, że mój los zawisł na włosku. Że moje życie rozstrzygnie jeden rzut kością wykonany przez jakiegoś przeklętego boga.

I na kości musiała chyba wypaść piracka czaszka, bo nagle szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę. W ostatnim zrywie szaleńczej odwagi wpadliśmy na pokład wrogiego statku. Gdy opadliśmy z sił okazało się, że nie ma już nikogo, kto mógłby stawić nam czoła. Holenderska fregata padła naszym łupem, a wieści o tym zwycięstwie obiegły wszystkie porty na Karaibach! Zdobyte bogactwa i chwała sprawiły, że zostałem najbardziej wpływowym człowiekiem pływającym po tych morzach. A Gaspard de Rivera? Ślad po nim zaginął. Podobno odpłynął z Karaibów i osiadł gdzieś na Starym Kontynencie ciesząc się zdobytym bogactwem. Nie chciał ryzykować konfrontacji z najpotężniejszym człowiekiem na Karaibach. Nie dziwię mu się. Też nie zaryzykowałbym konfrontacji z samym sobą.

  • Takie emocje tylko w „Kupcach i Korsarzach” :-) Dlatego uważam, że to jest właśnie najlepsza gra planszowa!