I. PROLOG
2. Jak do tego doszło, że spadło?
Tego dnia maleńkie krople deszczu muskały parapet pokoju, w którym spał Steve. Wiatr dmuchał na potegę. Chłopiec zbudził się i spojrzał na zegarek: było około pierwszej “ej em”. Nagle ogromny blask dotknął jego oczu, to coś go poraziło i Steve schował się pod kołdrę. Wiedział bowiem czym jest uderzenie gromu, ale jego dźwięku nie słyszał. Chłopiec z przerażeniem w oczach szukał wsparcia. Przytulił się do najbliższej zabawki, którą był facet w kapeluszu. Na pamięć sięgnął po niego ręką. Ów jegomość wyglądał jakby dopiero wrócił ze swojego “rancho”. A może to cowboy? Ta kamizelka... Steve nie był już małym chłopcem - przecież rósł i rósł... Ale są rzeczy, z których się nie wyrasta. I jest strach, który sprawia że wobec niego stajemy się na nowo dziećmi. Burza ustała. Ręce dygotały mu z przerażenia.
Postument z jabłkiem stał nieopodal łóżka. Steve lubił na nie patrzeć, to utwierdzało go w myśli, że warto walczyć o algorytm. Chłopiec spojrzał na postument. Jabłka nie było. Widocznie szturchnął je, gdy szarpał się z kołdrą. Natychmiast rozpoczął poszukiwania. Ufff.. znalazło się. Wpadło pod szafę. Lecz stało się coś niebezpiecznego... jabłko było uderzone. Widoczny ślad soku znajdował się na podłodze. Steve odczuł jakby ktoś zniszczył mu szkolne wypracowanie nad którym siedział całą noc. Ogarnęła go złość. Owoc nie wyglądał foremnie, to już nie ten idealny kształt prowokujący do refleksji. Odgryzł więc uderzony fragment. Zamyślił się... Czyż teraz nie wygląda dostojniej?
Po pewnym czasie Steve zrozumiał czego uczono go na lekcjach Biologii. Całe jabłko mogło stać długo, lecz takie nadgryzione? Stawało się coraz bardziej żółte, zaczęły zjawiać się muszyska. Zresztą chłopiec co jakiś czas siłą rzeczy zmuszony był do wymiany jabłka na postumencie. Obliczał kiedy można je sprezentować i stawiał nowe. Zawsze przynosił je z sadu. Jednak ten jeden owoc był wyjątkowy, miał pewien czar któremu chłopiec nie potrafił sie oprzeć. Steve wiedział, że pewnego dnia zmuszony będzie zamienić owoc na inny. Ale czy łatwo rozstać się z czymś, co jest przy Twoim boku tak długo? Chłopiec miał wielki sentyment do swojego ukochanego owocu. Postanowił naradzić się Steve’a W. Razem ustalili, iż dokonają uroczystego zjedzenia jabłka. Na stole leżał zaprasowany obrus, płonęła świeca. Niemal obrzędowo rozkrojono jabłko i skonsumowano je. To był najsmaczniejszy owoc w ich życiu. Kubki smakowe wciąż odkrywały coś nowego w kolejnych porcjach. I wtedy...
- Czy to jabłko spadło? - zapytał nagle Steve W.
- Tak, spadło, ale o co Ci chodzi? - odpowiedział zdumiony Steve.
Nastąpiła chwila zamysłu....
- wiem o co Ci chodzi przyjacielu, ale ono mnie przecież nie musnęło, nic... ani trochę!
Nastąpiła dłuższa niema chwila....
- Steve? A jeśli ten Neton czy jak mu tam... Czy jeśli on siedząc pod jabłonką zjadł jabłko? A wszyscy twierdzą, że na niego spadło? Co jeśli spadło obok a on je zjadł?
- Hmmmm... a wpadłeś na coś fenomenalnego?
- No właśnie na to! Czyż to nie jest fenomenalne, fantastyczne no i fajne?
- Ale co Steve, przecież nic wielkiego się nie stało... Masz jakieś fanaberie.
- Jak to nie! Czyż nie odkryliśmy właśnie, że w legencie może być tylko ziarnko prawdy?
- No może... Zresztą to już dawno odkryto. Przyznaj się do czego zmierzasz!
Znał bowiem Steve’a W. i wiedział, że warto wysłuchać go do końca.
- Jeśli w legendzie jest tylko część prawdy, a my tworzymy algorytmy? Zobacz jak tracimy czas! Rośniemy, rośniemy i uznajemy to co jest za słuszne... Pomyśl inaczej!
- “Think Different!” - mruknął Steve... pod nosem i kompletnie bez przekonania.
- Steve, jest tyle rzeczy, które są. Tyle rzeczy uznawanych za jedynie słuszne....
Steve przerwał Steve’owi W. mówiąc:
- To ja miałem wpaść na coś fenomenalnego! To “nie fair”!
- Przestań! Odparł Steve W. - Gdyby nie Twoja przygoda na nic byśmy nie wpadli.
- Przyjacielu... ale ja nadal nie rozumiem o co Ci chodzi...
- Czy nie sądzisz, że George Washington budując U.S.A. miał ogromne pole do popisu? Czy nie uważasz, że wielu nie rozumiało jego zamysłów? - i dodał - no widzisz! Musimy być właśnie jak George Washington. Zrobić coś inaczej, przestać wierzyć w to co nam się przekazuje za jedynie skuteczne i prawdziwe. Hm... uznaj to co jest za fikcję a wtedy stworzymy coś co jest prawdą....
W tym momencie chłopcy niejako jednocześnie zrobili miny, jakby rozwiązywali najtrudniejsze matematyczne zagadki i zadania świata.Steve odpowiedział wreszcie:
- I będzie się różnić od tego co jest?
- Tak... nasza prawda będzie się od tego różnić. Wyobraź sobie obsługę komputera zapominając o tym... jak go się obsługuje dzisiaj... I jak to widzisz?
Steve rozpromieniał. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie spał parę dni pod rząd... Wciąż wspominał w myślach burzę.
- “T H I N K D I F F E R E N T” - wydukał ile sił w jego młodzieńczych płucach. To genialne! Jeśli bym nie znał legendy o jabłonce... inaczej wyobraził bym sobie dojście fizyka do geniuszu. - Mówiąc to pocałował ostatni fragment spożywanego jabłka.
- Tak sobie myślę - ciągnął Steve W. - mamy coś fenomenalnego... ale co z tym zrobić?
- No jak to, Ty taki detektyw nie masz pojęcia?
- Przyznaję*się... Zero, nic - śmierć.
- Spotkajmy się jutro i pomyślmy inaczej... Myślę że będzie fajnie tworzyć świat na nowo!
3. Think Different i co z tego wynikło.
Szukajcie w czwartek, 25.XII.