Skocz do zawartości

Witaj!

Zaloguj lub Zarejestruj się aby uzyskać pełny dostęp do forum.

Zdjęcie
- - - - -

polski


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
20 odpowiedzi w tym temacie

#1 kkancikk

kkancikk
  • 5 postów

Napisano 02 sierpnia 2006 - 12:45

problem spolszcen i jezyka polskiego byl wielokrotnie poruszany ale ja mam troche inne pytanie. skompletowalem zestaw jeszc nei mialem go czasu uruchomic bo zawalony jestem robota... ale do rzeczy czy znajac angielski slabo ciezko sie polapaci dzialac sprawnie w systemie i sofcie (nie chce instalowac polonizatora SAD) ?

#2 korniszon

korniszon
  • 1 152 postów
  • Skądkanalizacja

Napisano 02 sierpnia 2006 - 12:55

jeśli ci odpowiemy, że ciężko się polapac w Mac OS X, to sprzedasz kompa? brak dobrej znajomosci angielskiego nic ci nie przeszkodzi w korzystaniu z kompa. niemalze kazdy z nas zaczynal przygode z komputerami, kiedy WSZYSTKO bylo po angielsku i jakos szlo sobie radzic. Ja np. z lekcjami angielskiego spotkalem sie jakies 5 lat po spotkaniach z komputerami.

#3 Diodak

Diodak
  • 301 postów
  • SkądWarszawa

Napisano 02 sierpnia 2006 - 13:17

niemalze kazdy z nas zaczynal przygode z komputerami, kiedy WSZYSTKO bylo po angielsku i jakos szlo sobie radzic.

Nie każdy ;) ja miałem tą przyjemność zaczynac przygodę z jadłuszkami (i wogole z komputerami) pod polskim OS 7 i polskim GreatWorks od Symanteca. Claris tez bodajże był po polsku.

Ale wracając do teraźniejszości... OS X jest dosyć intuicyjny (nie zawsze) i można się nauczyć podstawowej obsługi przez jedno popołudnie. Nawet słaba znajomość Angielskiego wystarczy żeby sprawnie poruszać się po systemie - tutaj głównie się klika i przeciąga myszką ;). Dodatkowo SAD dorzuca krótki przewodnik na start czyli co jak się nazywa w OS X i do czego służy (dostepny jako PDF do sciągnięcia). Oprogramowanie third party to przeważnie soft w języku angielskim dlatego wygodniej jest uczyć się angielskiego ;).

#4 korniszon

korniszon
  • 1 152 postów
  • Skądkanalizacja

Napisano 02 sierpnia 2006 - 13:25

Nie każdy ;)


Dlatego użylem slowa "niemalże". ;) Ale to nieistotne.

Uwagę mam jeszcze tylko taką, że pewne nazwy, zwroty itp. powtarzają się w systemie (np. Preferences zawsze oznaczają ustawienia i występują w prawie każdym programie), dzięki czemu mniej więcej można się zorientować, co do czego sluży. A w razie jakichś klopotów zawsze jest myapple :)

#5 Monika_M

Monika_M
  • 858 postów
  • Skądz Banowana

Napisano 02 sierpnia 2006 - 17:59

soft w języku angielskim dlatego wygodniej jest uczyć się angielskiego ;).


A ja proszę o odrobinę wyrozumiałości. Tak się złożyło, że uwarunkowanie pewnie genetyczne rzuciły mnie w stronę francuskiego, zainteresowania w stronę rosyjskiego i łaciny, teraz ładuje (ze względu na przyszły zawód) niemiecki. pewnie kiedyś przyjdzie czas na angielski też. Ale czy do tego czasy nie mogłabym korzystać z komputera czasem dzięki Waszej pomocy? Rozumiem, że apple postanowił, że jest firma wyłącznie dla angielskojęzycznych, ale jednocześnie rozumiem, że na tym forum zebrało się trochę niechcianych, ale jednak entuzjastów Apple. Więc może by…. ?

Chyba, że uważacie Panowie, ze Apple to tylko dla „anglików” i język angielski to tak jak prawo jazdy dla prowadzenia samochodu.
Pozdrawiam M
PS.

kazdy z nas zaczynal przygode z komputerami, kiedy WSZYSTKO bylo po angielsku i jakos szlo sobie radzic.

Ok., ale jak się jest:

#6 _sys

_sys
  • 2 046 postów
  • SkądB-stok i okolice

Napisano 02 sierpnia 2006 - 18:15

Chyba, że uważacie Panowie, ze Apple to tylko dla ?anglików? i język angielski to tak jak prawo jazdy dla prowadzenia samochodu.
Pozdrawiam M

Przy instalacji możesz wybrać język systemu. Polskiego tam nie znajdziesz, ale Francuski i Niemiecki owszem.

#7 korniszon

korniszon
  • 1 152 postów
  • Skądkanalizacja

Napisano 02 sierpnia 2006 - 19:13

Chyba, że uważacie Panowie, ze Apple to tylko dla „anglików” i język angielski to tak jak prawo jazdy dla prowadzenia samochodu.
Pozdrawiam M
PS.
Ok., ale jak się jest:
__________________
nie mam co udawać - po prostu blondynka


Moniko, proszę, nie propaguj stereotypu.
Zaczynając przygodę z komputerami (jeszcze czarny DOS, potem NortonCommander), będąc niewinnie patrzącym dziecięciem o blond wloskach ok. lat 9-ciu moja znajomośc angielskiego sprowadzala sie do "yes", "no" i "yhm". Ale do tej pory pamietam, że otwarcie katalogu to "cd nazwa", a katalog w górę to "cd..". Do tej pory nie wiem skąd ten skrót, ale zawsze dzialal :) Generalnie znajomość angielskiego przychodzi sama wraz z uzytkowaniem komputera, szczegolnie ze nie mówi on do nas pelnymi zdaniami, lecz raczej posluguje się pólslówkami w rodzaju "copy?" "exit?" itp.

#8 Monika_M

Monika_M
  • 858 postów
  • Skądz Banowana

Napisano 02 sierpnia 2006 - 19:18

Przy instalacji możesz wybrać język systemu. .

Wiem, dziękuje, Ale to nie o mnie chodziło. Napisalam ogólniej. Jakkolwiek nie wszystkie praogramy (nawet zaliczane do dość popularnych) mają francuska lub nie miecką lokalizacje. Po prostu rozumiem tym, którzy nie znajac angielskiego proszą o pomoc.

Swoją drogą lub jak wolicie "By the way" czasem nie pomaga nawet znajomośc języka.

Moniko, proszę, nie propaguj stereotypu.

To wszystko prawda, że na komputerze działa się trochę na zasadzie ?psa Pawłowa? naciśnie się coś i coś ma się stać. Do tej pory nie wiem co oznacza Off a co On, choć wiem, że jak chce zmienić coś w zakresie włącz - wyłącz to należy zmienić położenie (trochę przesadzam, ale nie za bardzo).
O ile pamiętam i moje uwagi dotyczyły instrukcji. To jest trochę inne zagadnienie. Można oczywiście ślęczyć przy tłumaczeniu ok. godziny by wreszcie przetłumaczyć, że ?urządzenie należy włączyć do kontaktu? (też przesadziłam odrobinę). Ale tak naprawdę, to często się siedzi nad instrukcje i po prostu nie wiadomo o co chodzi, a w konsekwencji używa się 1/100 możliwości programu, szukając następnych bardziej skomplikowanych, które mi pomogą w czymś tam i następne 98% możliwości zostaje niewykorzystane.
Po prostu napisałam, że rozumiem wielu uczestników tego Forum, bo nie będąc informatykiem, o to wszystko się potykałam i potykam. Nie miałam też szczęścia rozpoczynać przygody z komputerem od ?Gamme Start do Gamme Over? (o ile tak się to pisze) Ani też trenować w tych obszarach. Zaczynając od np. Comments majac np. do dyspozycji Comments Tools z kiedys niezrozumiałymi dla mnie How To ? Indycate Tekst Edit czy z wyborem na Note tool i bardzo mało czasu na zrozumienie co do czego.
Jak należy sądzić wszyscy już dokładnie wiedza o funkcji Erase jak i posiadaja wiedzę co uzyska się jak wybierze się MAC OS Extended (Journaled) lub MAC OS Extender (Case-senstive, Journaled. A może tylko Mac OS Extender (Case-sensitive) czy raczej Mac OS Standard, a jeszcze mając do wyboru Mac OS Extender i Mac OS Standard, a może głupio brzmiące MS DOS File System (Fat16) czy poważniej acz krótko UNIX File System? Przyznaję, że sprawdziłam to w lokalizacjach francuskich i niemieckich i nadal nie wiedziałam co mam wybrać i dlaczego. . Teraz już wiem i to dzięki temu Forum. Ale wcześniej zaczęłam mieć wątpliwości czy moja ułomność polegająca na braku języka angielskiego nie jest przypadkiem jedyną ułomnością skazująca mnie raczej na bawienie się lalkami niż komputerem.
Zatem nie było moja intencją propagowanie stereotypów tylko próba wyjaśnienia problemu juniorów (czasem przez przypadek będących memberami).
Chyba, że sama jestem stereotypem, ale cóż:

#9 jar

jar
  • 228 postów
  • SkądWarszawa/Bydgoszcz

Napisano 02 sierpnia 2006 - 22:47

...Ale wcześniej zaczęłam mieć wątpliwości czy moja ułomność polegająca na braku języka angielskiego nie jest przypadkiem jedyną ułomnością


Pani Moniko Mila:

W moim doswiadczeniu i przekonaniu jest wlasnie tak, jak to podala Pani w swym poscie, z ktorego pozwolilem sobie wyciac powyzszy cytat.

Jak zawsze

Jacek A.R.

PS. A tzw. lokalizacje nie zawsze pomagaja, nie zawsze sa uniwersalnym remedium na wszystko, gdyz w jakze wielu dziedzinach ludzkiej dzialalnosci, w tym w tzw "komputerologii stosowanej" te same slowa znacza co innego w jezyku potocznym, a co innego w jezyku specjalistycznym, wlasciwym danej dyscyplinie/dziedzinie. O ile dobrze zrozumialem Pani sytuacje, to na Pani miejscu zainstalowalbym system operacyjny w wersji francuskojezycznej, i, dodatkowo, stworzylbym sobie taki prywatny, podreczny slowniczek kilkudziesieciu terminow komputerologicznych angielskojezycznych, lub wywodzacych sie z angielskiego dla swobodniejszego operowania aplikacjami nie posiadajacymi tzw.lokalizacji.

Obawiam sie, ze jednak podstawowe terminy potrzebne do uzytkowania komputerow skazuja nas na jakas znajomosc angielskiego, tak jak prawnicy i medycy skazani sa na lacine...a pewne klimaty piosenek, liryki - najpelniej brzmia po francusku - Edith Piaff, Georges Brassens, i niewatpliwie istniejacy dzis choc mnie juz mniej znani ich mlodsi nastepcy...

#10 Monika_M

Monika_M
  • 858 postów
  • Skądz Banowana

Napisano 03 sierpnia 2006 - 09:56

A tzw. lokalizacje nie zawsze pomagaja, (…) dodatkowo, stworzylbym sobie taki prywatny, podreczny slowniczek kilkudziesieciu terminow komputerologicznych angielskojezycznych, lub wywodzacych sie z angielskiego dla swobodniejszego operowania aplikacjami nie posiadajacymi tzw.lokalizacji.


To wszystko racja. Po prostu nie da się inaczej (?). Można w skrócie pisać, ze jak chcesz głąbie bawić się z komputerem to się ucz angielskiego i koniec. To nie jakiś nieokreślony „Duch nowych czasów” spowodował uzależnienie Europy od języka angielskiego (według mnie raczej od angielskiego – amerykańskiego, czyli takiego bardziej prymitywnego angielskiego) tylko właśnie masowa komputeryzacja.

Tzw. sedno rzeczy leży jednak leży gdzieś trochę obok:

tak jak prawnicy i medycy skazani są na lacinę ..


Widać dążeniem każdego środowiska jest do tworzenie własnego języka, czy raczej własnej gwary, slangu, czy jak to nazwać?, co najprawdopodobniej dowartościowuje tychże, ale skutkuje tworzeniem kolejnego (często przez to hermetycznego) środowiska. Prawie do „obowiązku” filozofa jest napisanie tekstu który będzie zrozumiały tylko dla filozofów, krytyk literacki nie będzie się kalał próba zrozumienia go przez czytelnika powieści (która krytykuje) tylko pisał tekst dla innych krytyków literackich, prawnik jak już wyjaśni jakiś przepis prawny, to na pewno zrozumie go tylko inny prawnik, który zresztą takiego objaśnienia najczęściej nie potrzebuje, zatem i „prawdziwy komputerowiec” jak już odpowie to tak, aby zrozumiał go inny „komputerowiec” a nie jakiś junior pragnący uzyskać wiedzę. Nic nie ma łatwo. Takie jest życie – zda się napisać, jakkolwiek nie do końca jest tak, bowiem wypowiadający się w jakimś dziwnie pojętej konieczności udokumentowania, że jest fachowcem będzie używał słów i sformułowań „środowiskowych” dla podkreślenia swojej fachowości (zapewne), nie bacząc, że jest niezrozumiały dla ewentualnych adeptów. zda się broniąc swojego środowiska przed rozszerzeniem. (Nie fachowcom wstęp wzbroniony – bilet wstępu kosztuje). Ta uwaga, nie dotyczy tylko środowiska komputerowców. Raczej ma charakter ogólniejszy, ale udowadniać nie będę.
Bardzo dawno temu, M. Rey napisać, że „Polacy nie gęsi (…)” nie ma czegoś takiego w języku francuskim (pisze o porównywalnych – latach) widać nie było potrzeby. Teraz jest i tam się o tym pisze, a u nas odwrotnie, potrzeba taka zanika.
W tej sytuacji np. Heidi i jego starania, jawią mi się i On sam; jako ostatni romantyk, lub jak Don Kichota naszych Shop’owo, Marketowych czasów. I wcale mi nie chodzi o „zamykanie” języka jak to się stało z łaciną. Każdy język asymiluje i powinien asymilować nowe słowa (określenia) dążąc do precyzji określenia, lecz chyba nie jest konieczne zastępowanie od dawna przyjętych i używanych już określeń. Zawsze można się kłócić, czy zapisanie to jest to samo co „zasejwowanie” wszak pierwsze kojarzy nam się z papierem, a drugie z nośnikami magnetycznymi bo w końcu przy nośnikach optycznych używa się już powszechnie „wypalanie”. Można tylko po co ? Na to odpowiedź jest tylko jedna, bo jak ktoś napisze np „Podobał ni się ten tekścik i sobie go wypaliłem” to mamy do czynienia z fachowcem, który nie tylko nam oświadcza, że jego zdaniem tekst był godny uznania, ale jednocześnie informuje o swojej fachowości (potrafi to robić) i zasobności posiada wypalarkę choć pewnie „lepiej” zabrzmi „CD Wrajta” lub jakoś tak. Laik wprawdzie tego nie zrozumie, ale będzie przynajmniej będzie wiedział, ze ma do czynienia z fachowcem.) – c.d.n.
Jest cos w tym tajemniczego nie pojętego dla samych Amerykanów Ale tych z TOP-u (pisze tak być „na fali”) którzy upraszczają jak mogą posługując się w końcu dość prymitywnym językiem (amerykański) starają się po prostu być zrozumiali i w rezultacie pozostają jak się wydaje niezrozumiałymi. Po jakimś seminarium, o ile pamiętam z Heideggera nie pytany przeze mnie TOP Profesor, usprawiedliwiał się mi, że On wcale nie uznaje nas za debili, tylko chciał bardzo dokładnie wytłumaczyć nam swoja drogę dojścia do swoich końcowych tez i mówił tak jak myślał, a myślał całkiem prosto. (choć temat prosty nie był). W końcu nic Go nie zmusza, aby mówić o Heideggerze językiem przez niego wymyślonym.

Jest prawdę, że czasem do swoich postów przemycam ogólniejsze problemy niejednokrotnie się dziwiąc dlaczego nie zostają uznane za OT (ja też już jestem fachowcem, co mi tam ), ale mój poprzedni Post był wyłącznie obroną, ten zaś „tylko” wytłumaczeniem się.
Pozdrawiam.

#11 jar

jar
  • 228 postów
  • SkądWarszawa/Bydgoszcz

Napisano 04 sierpnia 2006 - 21:17

- mysle sobie, iz w poprzednim poscie zawarte jest, lub poruszone kilka tematow. Wydaje mi sie, iz nie bedzie tu od rzeczy przypomnienie, ze komunikacja przebiega rownolegle na dwoch poziomach: informacyjnym i emocjonalnym. Ten drugi powoduje, iz istnieja grupy osob zle sie czujacych ogladajac np film dubbingowany. Pamietam odczucia i reakcie na filmy z gatunku klasycznych westernow - amerykanskich sila rzeczy - dubbingowanych dla widza rosyjskiego, i reakcje osob na np Johna Wayne mowiacego z ekranu po rosyjsku. Ten wlasnie aspekt mialem na mysli uzywajac swoistych skrotow myslowych o niejakim "skazaniu" srodowisk prawniczych czy medycznych na lacine, terminologii zwiazanej z komputerami na slowa wywodzace sie z angielskiego, i tym sensie zakonczylem pozornie nie na temat przywolaniem klimatow piosenek Brassensa czy Edit Piaff. Wiemy iz sa one tak jak i piosenki innch zagranicznych artystow niejako "lokalizowane" przez artystow rodzimych na ich obszarach jezykowych, ale mimo ze nie znam francuskiego, zdecydowanie wole owego Brassensa w oryginale niz jego najbardziej udany remake po polsku. Aby nie przedluzac, nie bede przywolywal np. polskich "lokalizacji" Leonarda Cohena, Freda Buscalione, etc. W tym ciagu myslowym nie bardzo czuje zasadnosc przywolania Mikolaja Reja - oczywiste, mamy swoj wlasny jezyk, i bardzo go kochamy, ale tak, jak nasi Ojcowie dowodzili swego umilowania Ojczyzny na koniach krwi arabskiej z szablami o glowniach ze stali damascenskiej w garsci, tak chodzi mnie tutaj - a podejrzewam ze Panu Mikolajowi wieki temu tez - o nie epatowanie sie bezsensowne, z racji tylko mody, narzedziem jezyka obcego jako sztuka dla sztuki, a o dobranie takiego narzedzia, takiego jezyka ktory jaknajpelniej przekaze tresci o ktore nam w danym przypadku chodzi - na obu wspomnianych na poczatku poziomach - oczywiscie na tyle, na ile to bedzie mozliwe. Lacina wiec o tyle zdaje mi sie potrzebna prawnikom, iz o ile sie nie myle, europejskie prawodawstwo oparte jest w duzej mierze na korzeniach rzymskich, a lacina ze swa logika dobrze to chyba odzwierciedla i z tym harmonizuje. Oczywiste iz to, co powyzej, nie ma na celu w zadnej mierze krytyki sensu szerokiego stosowania terminologii rodzimej, narodowej i stad wykonywania tlumaczen. Nie nalezy oczekiwac, aby wszyscy byli poliglotami, ba, wiecej - by lubili i czuli kulture, ducha obcego jezyka. A wszyscy wszak winni miec do dyspozycji "instrukcje obslugi" stoswanych narzedzi w jezyku najbardziej dla nich zrozumialym. Stad nie sadze, aby dzialania dobrych tlumaczy/lokalizatorow byly donkichoteria. Znam prace Heidiego, i od pewnego czasu porownuje sobie Jego dzialania do dzialan Tadeusza Boy'a Zelenskiego, prawda, ze na zupelnie innym polu. Obaj byli/sa nie tylko swietnymi znawcami swoich tematu i narzedzia jezykow, ale dysponowali/dysponuja talentem, owych uchem do spraw jezyka. I to jest jak sadze najwazniejsze przy tlumaczeniach, zwanych w komputerologii lokalizacjami. O ile staram sie dbac o najlepsze mozliwe dobranie srodka komunikacji (dobor jezyka i terminologii), o tyle jestem od zawsze zdecydowanym przeciwnikiem "wyzszosci slownika wyrazow obcych nad zdrowym rozsadkiem". Bardzo wiele lat temu, kiedy zycie zmusilo mnie do ropzoczecia uzywania komputera, logika PC jeszcze pod "golym" DOSem odrzucila mnie od siebie; dzieki Bogu jeden z moich Przyjaciol - wybitny naukowiec i dydaktyk, w ciagu godziny, najprostszym mozliwym jezykiem wytlumaczyl mnie, humaniscie, co to jest komputer osobisty, z czego sie sklada, jak jest zbudowany i do czego sluzy. Samemu podczas goscinnych juz zajec w dosc specjalistycznej dziedzinie unikam swiadomie wlasciwego lecz hermetycznego slownictwa fachowego, szczegolnie na poczatku zajec - podajac oczywiscie nasza dosc obfita terminologie zawodowa ale emailowo przed zajeciami, i bacze starannie, aby owe terminy specjalistyczne wprowadzane byly do dyskursu stopniowo, z wyczuciem, aby nie stresowac sluchaczy i umozliwic im spozytkowanie calej energii na sprawy merytorycznych. Co wiecej, przekonalem sie, ze bardzo, bardzo czesto osoby naduzywajace slangu zawodowego, jezyka naladowanego terminologia fachowa sa osobami nie tylko o ograniczonych kompetencjach, ale nawet, niekiedy stosujac na codzien ow hermetyczny jezyk, jakby sie nim dowartosciowywaly, podkreslajac przynaleznosc do waskiego wszak grona wtajemniczonych. Stad traktuje stwierdzenie: ...Prawie do "obowiązku" filozofa jest napisanie tekstu który będzie zrozumiały tylko dla filozofów, krytyk literacki nie będzie się kalał próba zrozumienia go przez czytelnika powieści (która krytykuje) tylko pisał tekst dla innych krytyków literackich, prawnik jak już wyjaśni jakiś przepis prawny, to na pewno zrozumie go tylko inny prawnik... jako wyraz smutnej refleksji, rozgoryczenia, w sumie slusznej dezaprobaty dla takich sytuacji i postaw. Wysmiewali to i prof prof Kotarbinski, Tatarkiewicz, i wielu innych, i SP Stanislaw Lem, i malo dzis znana choc ongis "kultowa" ksiazeczka satyryczna "Wstep do imagineskopii", bedaca pastiszem pracy habilitacyjnej. Wszyscy znani mi naprawde madrzy ludzie byli i sa w stanie mowic, pisac o wszystkim uzywajac najprostszego jezyka. Oczywiscie cos sie tam zmienilo w dobie postmodernizmu ( choc juz dawno temu istnialy zarty z jezyka Hegla: im wiecej osobowosc zmierzcha, tym bardziej indywiduum jest w chwili, a to z kolei jest wyrazem ostatecznego bytu. Jest on w momencie. I dowcip polegal nie na tym, zeby to nazwac belkotem, ale zeby to powiedziec normalnym, "ludzkim" jezykiem). Na koniec: upraszam sie nie bronic. I nie tlumaczyc. Jest OK a bedzie lepiej. Jak zawsze Jacek A.R.

#12 Monika_M

Monika_M
  • 858 postów
  • Skądz Banowana

Napisano 05 sierpnia 2006 - 13:09

Zgodnie z przekonywującą prośba Jacka A.R nie będę się broniła i nie będę się tłumaczyła. Jeżeli nie to co pozostało? Pozostało mi zatem tylko zaatakować, bowiem nie rozumiem jak autor Postu (czy już artykułu polemicznego?) może tak ładnie pisać i jednocześnie tak bardzo się mylić. Zatem: Jest cos nieuczciwego w powoływaniu się na sztukę, której adresatem są emocje, a nie rozum. Choć pewnie bez trudności przyszło by mi jednak wskazać bardziej udane od oryginału „lokalizacje” np. opery włoskie (noże dlatego, że nie lubię języka włoskiego a opery tak). Pisałam jednak - i wole się ograniczyć do języka szeroko pojętej instrukcji (w tym także do np. krytyki literackiej, która poprzez język traci swą funkcje i staje się sztuką samą w sobie). Nie rozumiem (to jakby przy okazji) dlaczego Autor zda się negować potrzebę „lokalizacji” (pozostańmy przy tym terminie) np. Miltona pozostawiając przywilej zastanowienia się nad „Areopagiticą’ wyłącznie anglofilom, bo po co nam, Polakom, ten traktat o wolności słowa. Rozumiem jednak, że Jacek A.R nie odrzuca możliwości tłumaczenia na język polski np. najbardziej rosyjskiego z rosyjskich pisarzy jak Dostojewski dostrzegając w jego działach również i bardziej uniwersalne (nie tylko rosyjskie) wartości. Zostawiając jednak te uboczne dywagacje na rzecz ważniejszych by, co zgodnie jak się wydaje uważamy (Jacek A.R i ja), jak dawni Polacy brali szable ze stali damasceńskiej (czyli to co najlepsze – nie pisałam o konieczności używania tylko Optimusa) teraz brali Apple lub Mac’i szli w „bój”. Z tym, (a tu już chyba nie ma zgody) nie przypominam sobie aby nasi dawni Polacy szablami tymi damaskowali, ale po prostu siekli, lub ścinali głowy (jak była taka potrzeba) zatem ja proszę trochę jakby o to samo. Tzn. abym nie musiała „wrajtować i sejwować, by filować w fajle”. Bowiem w mniejszym stopniu sztuka, a w większym „instrukcja” wpływa na język i jego ewentualny rozwój. I nie chodzi mi o epatowanie maluczkich znajomością zasad rzymskim w oryginale, jak to czynią prawnicy, którzy na przykład już nie korzystają z francuskiego (za trudny?) dla przypomnienia rozwiązań Kodeksu Napoleńskiego którego obecnego w polskim prawie ciągle jest widoczna. Dzisiaj, nie wiele nas już dzieli od zastanowienia się nad tym, czy w shopp’ach jeszcze robimy zakupy czy już uprawiamy shooping. Na szczęście zakupy uprawiamy w hipermarketach, bo nie uprawiamy hipermarketingu choć wychodząc obładowana zakupionymi dodatkowo torbami z nazwą danej sieci trochę jest tak jakbym ten marketing uprawiała. Nie mam pewności czy pull’ujac i push’ując robię to drzwiami czy już door’ami lub gate’ami. Nikt, jak sądzę, będzie sprzeciwiał się rozwojowi języka i jest lepiej, że mamy na przykład interfejs niż postulowane przez niektórych informatyków „międzymordzie” i ja sama na tym forum, wolę zadać pytanie lamerskie niż głupie choć na jedno wychodzi. (Mogę się jednak oszukiwać, że zadając pytanie lamerskie moja głupota jest tymczasowa i usprawiedliwiona). Można oczywiście zastanowić się nad istota sporu pomiędzy mną, a Jackiem A.R. wszak w istocie o tym samym piszemy. Istotą sporu (jak rozumiem) jest: Jacek A.R pisze: „jest OK. a będzie lepiej” ( „OK.”. to znaczy „dobrze” – słusznie rozumuje? lub inaczej: zadam pytanie: Precyzyjnie przetłumaczyłam?) Ja twierdzę: „dobrze” już było, jest gorzej a będzie: - zobaczymy – nie jestem pewna. Zwłaszcza ja się nie będzie o tym pisać i mówić. Jacek A.R ; pisze o moich „wyrazach smutnej refleksji i rozgoryczenia”. Ja: staram się tylko (lub aż) przeciwstawić rujnowaniu języka, nie stroniąc od ośmieszania tego procederu choć nie jestem profesorem (nie uważam, aby Kotarbiński czy Tatarkiewicz zastrzegli sobie wyłączność, ale tego nie sprawdziłam). Jacek A.R: docieka co miał na myśli Pan Mikołaj. Ja: czytam dokładnie: tak jak napisał. Jedyne co zrobiłam dodatkowo to sprawdziłam, czy przypadkiem w tamtych czasach nie występował jakiś apologeta gęsi. Nie występował! Zatem przyjmuje, że „gęsi” to nie żadna „licencja poetica” a zatem, uznałam gęś za pejoratyw. Pana Mikołaja już dawno nie ma miedzy nami. Wiele się zmienia. Od jego czasów przybywa nam apologetów gęsi. Tych gęsi „co kluczem szybują” i tych „od zielonej” i tych od „z nadzieniem wątrobianym.” (Ale czy tylko apologetów gęsi?) Stąd zapewne trudno jest teraz zrozumieć, o co tak naprawdę Panu Mikołajowi chodziło, a stal damasceńska, włoszczyzna, nie wspominając już o późniejszej porcelanie saskiej do podawania tejże, nic mi nie zmieniała w Reyowskiej konkluzji. Tak uważam. Zresztą może dlatego, że w przeciwieństwie do Jacka A.R nie jestem humanistką tylko:

#13 menelek

menelek
  • 1 210 postów
  • Skądolsztyn

Napisano 05 sierpnia 2006 - 18:20

może jeszcze nie wszyscy pojęli, że w dzisiejszych czasach potrzebna jest znajomość co najmniej jednego obcego języka, w tym angielskiego... Brutalne, lecz jakże dla właścicieli OSX prawdziwe

#14 Heidi

Heidi
  • 830 postów
  • SkądWarszawa

Napisano 05 sierpnia 2006 - 18:40

Z jednym zastrzeżeniem: potrzeba znajomości angielskiego nie oznacza przyzwolenia na zaniechanie rozwoju i używania poprawnej polszczyzny. A do tego się w sumie sprowadza problem: skoro programy są po angielsku to "olejmy" polski i gremialnie przejdźmy na angielski. A nie tędy droga.

#15 jar

jar
  • 228 postów
  • SkądWarszawa/Bydgoszcz

Napisano 05 sierpnia 2006 - 18:56

Pani Moniko Mila: Rzeczywiscie widze z autentyczna przykroscia iz musialem byc bardzo niekomunikatytwny. Swiadczy o tym operowanie jak widze na zupelnie innych kodach, systemach, siatkach punktow odniesien. Doszedlem do tego wniosku po przeczytaniu Jest cos nieuczciwego w powoływaniu się na sztukę, której adresatem są emocje, a nie rozum. Nie chodzi mi bron Boze o zarzut nieuczciwosci, wszak nie zna Pani ani mnie, ani moich publikacji, ani innych dzialan. Chodzi mi o stwierdzenie, iz ...adresatem sztuki sa emocje nie rozum. Stad pozostaje mi tylko miec nadzieje, ze, jesli uzna to Pani kiedys za pozyteczne czy interesujace, zechce Pani jakos zanurkowac w historie, teorie i w filozofie sztuki. Pozdrawiam serdecznie Jacek A.R.

#16 Monika_M

Monika_M
  • 858 postów
  • Skądz Banowana

Napisano 05 sierpnia 2006 - 19:36

Wielce Szanowany Pani Jacku,
To Pan jest artystą, to Pan jest Twórcą, to Pan wie lepiej. Cóż mogę dodać poza tym, tak jak Pan chce jestem zanurzona w historii, na tyle ile pozwala mi rozpoczęty 20 ty rok życia, i w teorie mi dostępne, tylko w filozofia sztuki jakoś mi nie idzie bo na razie tylko zdołałam Schellinga trochę zrozumieć (i mimo, że on sam już nie był pod wpływem Platona, tego samego co wygnał był poetów ze swego idealnego Państwa rozumu aby mu emocjami nie rozpraszali systemu), pisząc swa Filozofię Sztuki, która się podpieram, to jednak nie zmieniam zadania. Może mało przeczytałam, a może po prostu wyciągamy inne wnioski?

Nie przekonuje mnie też:

może jeszcze nie wszyscy pojęli, że w dzisiejszych czasach potrzebna jest znajomość co najmniej jednego obcego języka, w tym angielskiego.


Bo dlaczego tak się stało, że można czytać Balzaka nie znając francuskiego, korzystać z pralki Zanussi, telewizora Philips, a nawet iPod’zie już jest menu polskie, a i instrukcje też jak się postarać dostanie się po polsku?

Też jestem zdania, że warto znać co najmniej jeden język, ale czy musi być to angielski? Czy chęć posiadania komputera musi determinować wybór języka?

#17 krzyfar

krzyfar

    The Hunter

  • 5 642 postów
  • Płeć:

Napisano 05 sierpnia 2006 - 20:13

Też jestem zdania, że warto znać co najmniej jeden język, ale czy musi być to angielski?


W przypadku komputerów to musi być angielski. Niestety lub na szczęście (zależy jak dla kogo) to właśnie ten język stał się językiem informatyki.

I dziś jest tak że prawie każdy program dostępny w sieci, niezależnie od kraju w którym powstał ma wersję angielską i narodową. Znając angielski możemy go używać. Nie znając możemy tylko liczyć na innych że nam go zlokalizują.

Znając angielski mamy również dostęp do wielu informacji na forach i serwisach międzynarodowych.
Taka jest rzeczywistość i zmienić ją będzie niezwykle trudno.

Oczywiście chciałbm żeby wszystko było dostępne po polsku. Ale to raczej nierealne.

#18 Monika_M

Monika_M
  • 858 postów
  • Skądz Banowana

Napisano 05 sierpnia 2006 - 20:41

W przypadku komputerów to musi być angielski

Kawet Kościół sobie jakoś poradził z tym, że nie musi być Jego językiem łacina. Wprawdzie trwało to blisko 2000 lat, ale licze na informatyków, że będzie szybciej. W końcu maja komputery.
Prosze też nie uogólniac i nadmiernie nie rozszerzać, nie chodzi mi o jezyk fachowców - informatyków, tylko tak troche powiedzmy jak - przepraszam za wyrażenie - Windows, który jakoś sobie z tym ukłonem w stonę ludu pracujacego miast i wsi.

#19 krzyfar

krzyfar

    The Hunter

  • 5 642 postów
  • Płeć:

Napisano 05 sierpnia 2006 - 21:18

Prosze też nie uogólniac i nadmiernie nie rozszerzać, nie chodzi mi o jezyk fachowców - informatyków, tylko tak troche powiedzmy jak - przepraszam za wyrażenie - Windows, który jakoś sobie z tym ukłonem w stonę ludu pracujacego miast i wsi.


Ja pisałem jak najbardziej o zwykłym użytkowniku.

Windows sobie radzi? Znaczy masz na myśli system operacyjny czy oprogramowanie?
Zarówno Win jak i OSX jest po polsku. Jeśli chodzi o oprogramowanie to zdecydowanie więcej jest programów w języku angielskim na Windowsa niż w języku polskim.

#20 Monika_M

Monika_M
  • 858 postów
  • Skądz Banowana

Napisano 05 sierpnia 2006 - 22:20

Windows sobie radzi? Znaczy masz na myśli system operacyjny czy oprogramowanie?

Zrozumiałam złośliwość, ale odpowiadam poważnie. Ani jedno, ani drugie. Po prostu radzi sobie z lokalizacjami, co więcej nie tylko z polskimi. Gdyby nie fatalny system zwykły użytkownik komputera ma jakis komplecik, który może go zadowolić. Na win z tym co ma, MS Office (dla studentow tańsza wersja), etytor, arkusz, poczta elektroniczna, jest tez przehglądarka, a nawet dla niektórych specjalistów ma MS Projet np. W sład za tym ida inny jak Adobe (może chcą , a może im glupio. Jak by na to nie patrzeć, gdyby nie fatalny system byłoby dobrze. W każdym razie nie dziwi chyba nikogo populartność Win'a . Nie jestem pewna, ale chyba mu zależy na rynku?

#21 krzyfar

krzyfar

    The Hunter

  • 5 642 postów
  • Płeć:

Napisano 05 sierpnia 2006 - 22:37

Zrozumiałam złośliwość


Jaką złośliwość?? Nie miałem zamiaru pisać nic złośliwego. Pytałem i otrzymałem odpowiedź.

Ja cały czas mówię o oprogramowaniu które jest dostępne. Nie tylko o systemie i o produktach wielkich firm.

Ludzie z całego świata piszą oprogramowanie, często przydatne i trudno od nich wymagać żeby je lokalizowali we wszystkich językach świata. Bo jeśli polski to dlaczego ni każdy inny? Dlatego umiesczają wersję angielską która jest uznawana za wersję "uniwersalną". Tak się przyjęło.

Tak przy okazji. Czy istnieje wersja MS Office na Mac`a po polsku? Pytam bo nie wiem.




Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych