chciałbym opisać historię która wydarzyła mi się 3 tygodnie temu z moim iPhone. Myślę, że wielu z was zaciekawi ona oraz odpowie na kilka pytań.
Wybrałem się ze znajomymi nad jezioro rowerami. Robiliśmy sobie na pomoście zdjęcia iPhone i pech chciał, że wytrąciłem telefon mojemu znajomemu z ręki i wpadł do wody. Z racji tego, że nie było za ciepło nie wskoczyłem za nim do wody. Woda w tamtym miejscu miała z 4 metry głębokości. Wielu znajomych bliższych i dalszych mówiło, że jest tam pełno mułu i nie obejdzie się wyławianie go bez latarki i całego sprzętu wodnego. Przez najbliższe parę dni szukałem butli, latarki ale pech chciał, że nikogo kto posiada takowy nie było na miejscu. Odpuściłem temat i pogodziłem się ze stratą. Dokładnie po 12 dniach od zatopienia kolega dzwoni i mówi, że go wyłowił!
Telefon wizualnie wyglądał jakby nie widział wody. Tylko na górze obudowa od głośniczka lekko pordzewiała. A tak zero jakichkolwiek śladów. Po włączeniu telefonu widoczne były ślady wody na wyświetlaczu (jakby krople wody), wyświetlacz chodził bez problemu, ale był problem z podświetleniem. W lewym górnym roku są odbarwienia jakby zardzewiał

Po tygodniu leżakowania i ładowania przez 4 godziny iPhone się normalnie włączył, co pokazują poniższe zdjęcia:



Podsumowując:
iPhone leżał 12 dni w jeziorze. Wizualnie oprócz lekko pordzewiałej obudowy głośniczka jest ok, technicznie natomiast jest problem z lewym górnym rogiem wyświetlacza oraz nie działa moduł GPS, WIFI, BLUTUT oraz GSM. Bateria, wibracje, głośniki, dotyk wszystko działa jak najbardziej. Jutro sprzęt wysyłam na gwarancję. Pomimo, że czujniki zawilgocenia są czerwone. A rusz się uda. I tak nie mam nic do stracenia

Pozdrawiam!
P.S. Jak wróci tel opisze cały proces gwarancyjny!