


Czy można zakochać się we własnym laptopie albo marzyć o uprawianiu seksu z maszyną parową? Specjaliści łamią sobie głowę nad tym dziwacznym rodzajem erotycznych skłonności.
9 października 1989 roku był dla Eiji-Riitty Eklöf-Mauer najpotworniejszym dniem w jej życiu. W Berlinie horda pozbawionych zahamowań potworów napadła na jej małżonka, tratując go, waląc młotkami, wyrywając całe kawałki ciała. – Ze względu na przywiązanie emocjonalne, głęboką miłość i dobre wspomnienia, jakie mnie z nim łączą, nie pozostało mi nic innego, jak wyprzeć to straszliwe wydarzenie ze świadomości – opowiadała później owa Szwedka na swojej stronie internetowej.
11 września 2001 roku ukochany mieszkanki Berlina Sandy K. został stracony na nowojorskiej ulicy. Oba te wydarzenia dzielą spora odległość i czas, ale jego bohaterki łączy podobny los. W 1979 roku Eklöf zawarła związek na całe życie z... murem berlińskim. Od tego czasu nosi, urzędowo poświadczone, podwójne nazwisko. Sandy z kolei od ósmego roku życia czuła nieuleczalną miłość do nowojorskich Twins Tower. Ukochani owi nie byli zbyt rozmowni, nie wydawało się też, by mieli jakiekolwiek talenty uwodzicielskie, lecz obie panie uważały ich za niezwykle męskich i godnych pożądania. Osobliwa skłonność była tak przemożna, że 25-letnia Sandy K. wyznała: – W dziedzinie uczuć pociągają mnie wyłącznie rzeczy, nie potrafię wyobrazić sobie miłosnego związku z człowiekiem.
Radykalny odwrót od związków międzyludzkich nie czyni z tej młodej kobiety nikogo wyjątkowego. Dawno już znalazła krąg podobnych sobie osób, które całkowicie oddały się we władzę miłości do rzeczy martwych. Sami nazywają siebie obiektofilami lub obiektoseksualistami. Specjaliści usiłujący wyjaśnić ów fenomen stanęli przed nie lada zagadką.
Jak dotąd jedynie Volkmar Sigusch, szef Instytutu Seksuologii we Frankfurcie, dziś już na emeryturze, uważa, że zgłębił ten problem. W swoim studium na temat współczesnej "nowej seksualności” wiele miejsca poświęca skłonności erotycznej do przedmiotów. Dostrzega w niej potwierdzenie swojej tezy, że dzisiejsze społeczeństwa zmierzają w stronę aseksualności. "Coraz więcej ludzi z definicji lub całkiem otwarcie obywa się bez intymnego, opartego na zaufaniu związku z drugim człowiekiem" – uważa Sigusch. Miasta zaludnia dziś ogromna armia samotnych: "singli, wyizolowanych, sodomitów kulturowych, ludzi o perwersyjnych skłonnościach lub uzależnionych od seksu".
– Nie jesteśmy w żadnym wypadku zwykłymi fetyszystami – zapewnia Joachim A. i od razu wyjaśnia, na czym polega różnica. – Dla kogoś fetyszem jest na przykład samochód, poprzez który pragnie zwrócić na siebie uwagę. Dla obiektoseksualisty natomiast samochód, i tylko on, jest upragnionym partnerem, obiektem wszelkich seksualnych fantazji i emocji.
41-letni Joachim już jako dwunastolatek rozpoznał i zaakceptował swoje skłonności. Wówczas rzucił się na łeb na szyję "w kompleksowy, emocjonalny i fizyczny, zażyły i długoletni związek" z organami Hammonda. W tej chwili jest już od paru lat wierny lokomotywie parowej. Jako że jego hormony burzą się zwłaszcza na widok wewnętrznego życia przedmiotów, w przeszłości wszelkie naprawy kończyły się skokiem w bok. – Romans mógł się zacząć od awarii ogrzewania – wspomina dziś już monogamiczny kochanek.
Stopniowo mężczyzna dochodził do wniosku, że takiemu obiektowi miłości "można pokazać się w sposób niezwykle intymny i szczery, jak żadnemu człowiekowi". Zawiera się w tym również pragnienie "wspólnego przeżywania seksu".
Zewnętrzna postać ubóstwianego przedmiotu stwarza wprawdzie niejakie problemy podczas realizacji owego życzenia, większość obiektoseksualistów podchodzi do nich jednak bardzo pragmatycznie. Sandy K. kazała sobie sporządzić model Twin Towers w skali 1:1000. Fasadę wykonano na wzór prawdziwej z anodowo utlenianego aluminium, "by w dotyku była taka sama jak oryginał". Metalowa miniaturka ma jeszcze jedną namacalną zaletę: nie rdzewieje, gdy Sandy zapragnie wspólnej kąpieli. Można też "miło pobaraszkować razem w łóżku, co jest zresztą bardzo podniecające". Erotyczne możliwości nie mają, jak widać, żadnych granic.
Student psychologii Bill Rifka, który ma 35 lat i żyje z iBookiem, wyznaje, że "flirtował już na eBayu z niejednym słodkim laptopem i odczuwał przy tym prawdziwą rozkosz". Jak wszyscy obiektofile również on przypisuje swemu partnerowi jednoznaczną płeć. – Mój Macintosh jest dla mnie mężczyzną. Żyję więc jakby w związku gejowskim.
Homoseksualną skłonność do przedmiotu odczuwa także 41-letnia Doro B. W pracy zapatrzyła się kiedyś na obrabiarkę i od razu poczuła w niej silną kobiecość. Od tej pory wabiła ją ona swoim "uroczym buczeniem", ale jednocześnie stała się powodem trosk. "Moja słodka znów się wygłupiała i jej przyrządy pomiarowe nadają się już tylko na złom" – zanotowała z niepokojem w swoim blogu.
W okazywaniu swych uczuć Doro musi ograniczyć się do "całusów i głaskania – nie stanie się nic strasznego, jeśli ktoś to przypadkiem zobaczy". Ale w zaciszu domowym, chcąc "czegoś więcej", używa części maszyny lub jej modelu. Nie traktuje tego jako substytut, lecz "jako uzupełnienie, a więc żadne oszustwo". – Model służy mi jako coś w rodzaju faksu, by przekazać ukochanej moje uczucia".
Seksuolog Sigusch nie uważa owych osobliwych skłonności za chore. "Obiektofile nikomu nie robią krzywdy, nikogo nie wykorzystują ani nie powodują traum u innych ludzi – ocenia. – Czy o wielu można tak powiedzieć?
Źródło
