Komentarze 36f992051a Usuń wszystkie komentarze

Ta choroba toczy nie tylko Apple. W domach przybywa lawinowo takich elektrośmieci: praktycznie nierozbieralnych, z łamliwymi elementami obudów lub z bebechami poklejonymi na amen, a w środku zawsze jeden czy dwa drobiazgi, których jedynym zadaniem jest ulec uszkodzeniu po skrupulatnie zaplanowanym czasie lub określonej liczbie cykli pracy.

Minusy zaczynają brać górę. Głównie z powodu bezsensownego kastrowania applowskich aplikacji dla tego ekosystemu. Kpina z korespondencji seryjnej w Pages czy brak synchronizacji Twarzy w Zdjęciach to pierwsze z brzegu przykłady, które go deprecjonują .

Brak obsługi korespondencji seryjnej dyskwalifikuje Pages do zastosowań biurowych. Numbers wszystko chce formatować za mnie, zaś "odformatowanie" oznacza masę klikania. Jedynie Keynote nadal się broni, głównie estetyką i łatwością przygotowania prezentacji.

Chyba wali się w gruzy wyjaśnienie, że cały bałagan jest przez piracenie XCode. Skala infekcji oraz wybór i kaliber niektórych jej ofiar to raczej nie wynik "problemów z pobraniem oryginalnej wersji XCode z witryny Apple".

Ja używam właśnie TextEdit ustawionego w preferencjach na tekst zwykły. Pozwala wyjść praktycznie z wszystkich pułapek kodowania przy przenoszeniu tekstów.

Równie dobrze można oczekiwać, że po zjedzeniu encyklopedii mole będą bardziej inteligentne. Polecam się odprężyć.

Poważnie? To podstawy SI? Predykcja na podstawie petabajtów danych ma niewiele wspólnego z inteligencją i może tylko w ograniczonym zakresie stworzyć jej pozory. Na szczęście są studia informatyczne, na których studenci mogą się dowiedzieć, na czym polega różnica.

Sztuczną i wszechstronną inwigilację, o której mowa, dzieli przepaść od sztucznej inteligencji. I niespecjalnie komukolwiek powinno zależeć, by to się kiedykolwiek zmieniło.

Nie ma embarga na cały handel z Rosją. Wybiórcze sankcje obejmują to, na czym Rosjanie mogą zarabiać, głównie wydobycie kopalin, ale nie kosztowny import konsumpcyjny, czyli to, co drenuje rosyjskie kieszenie. Tu może popisać się Putin - nadając produktom Apple status jabłek z Polski.

Jak można było się spodziewać, cały dym okazał się tylko marketingową zagrywką do podkręcenia paplaniny w necie przed startem nowej usługi. Sprytny sposób na szerokie rozpowszechnienie prostego przekazu, że to Apple wszystkim stawia parę kolejek...

I Apple, i wykonawcom chodzi o pieniądze, a w te klocki Apple bije wszystkich na głowę brakiem skrupułów.

Luka? Wątpię. Raczej Easter Egg specjalnego przeznaczenia - nie pierwsze i nie ostatnie.

W obecnym modelu biznesowym Apple stworzenie jakiejkolwiek usługi, która obejdzie się bez zakupu złotej klatki, oznacza konieczność zrobienia w tym celu wyłomu w fundamentach ekosystemu. Dla aplikacji biurowych skończyło się to wpuszczeniem ich w wiecznie niedokończony, prowizoryczny kanał. W przypadku map przypomina na razie bezsilne walenie głową w mur. Nic dziwnego, że brakuje chętnych na ból głowy i całkiem realną możliwość zatrzaśnięcia swoich pomysłów na lata, jeśli nie na zawsze, w sejfach korporacji, z wątpliwymi szansami na realizację. Apple potrzebny jest nowy wizjoner, a takich nie kupuje się w sklepie z wizjonerami...

Pojął, że czeka go uśmiercenie FCP i zastąpienie iMovie aplikacją Filmy.

Żadna dziura. "My name is Door, Backdoor."

Współdzielenie ekranu jest nieużywalne na wolniejszych łączach do odległych lokacji, a w sieci lokalnej jest wyraźnie mniej wydajne od rdp.

Rozwiązania korzystające z vnc nie umywają się do rdp.

Bardzo brakuje narzędzia równie sprawnego i wydajnego jak pulpit zdalny od MS. Po otwarciu z mojego MBP kilkunastu sesji rdp do zdalnych (czasami nawet bardzo zdalnych) pecetów i bezproblemowej pracy na nich, otworzenie sesji vnc do domowego i służbowego iMaca jest jak ból zębów. Da się działać, ale w porównaniu z pulpitem zdalnym to namiastka.

Narzekanie na Apple Watch nie ma sensu. Ludzi, którzy wydadzą kilkaset dolarów, a nawet kilkanaście tysięcy na nowy gadżet, na pewno nie zabraknie na wielu rynkach. Polski rynek nic tu nie znaczy, np. przy chińskim. Funkcjonalność i użyteczność nie mają zupełnie znaczenia w świecie, w którym akceptuje się ceny zawyżone o rząd czy dwa ze względu materiał koperty i bransolety, chociaż tak naprawdę nie wpływają one na nią w takim stopniu. Nie dajmy się zwariować. Dopóki najtańszy Apple Watch będzie działał tak samo jak najdroższy, a przy tym i tak funkcjonalnie nie będzie miażdżył konkurencji, nie warto łykać przynęty. Przynajmniej do czasu, aż jednoczesne noszenie iPhona w kieszeni zacznie być zbędne.

Mowa jest nie o ruchu w sieci, ale o nowych aktywacjach w okresie świątecznym. Swoją drogą ciekawe, jak wypadnie ten wynik w porównaniu z wynikiem pierwszego tygodnia chińskiego Nowego Roku, w lutym 2015.

Parodia wyszukiwarki, brak porównywarki, a na półkach wyłącznie kolorowe ikony bez jednego słowa informacji o programie - App Store tępi w zarodku rozumne podejście do zakupów.

Co prawda, to prawda. Potknięcia techniczne i funkcjonalne można strawić - wiadomo - potrzeba czasu na doszlifowanie szczegółów. Jednak layout, grafika i fonty to gwałt na wszystkim, czym w tej dziedzinie szczyci się ekosystem Apple. Na pierwszy rzut oka kojarzy się bardziej z popularnymi dystrybucjami Linuksa, ale na pewno nie z OS X czy iOS.

Szafirowy przekręt? Na naszej giełdzie to normalka - cenę niektórych papierów pompują znacznie bardziej błahe obietnice i dziwne transakcje w gronie wtajemniczonych udziałowców.

Kiedyś korzystałem z płatnej wersji iDisk, który wówczas na Macu bił wszelka konkurencję. Teraz za powiększenie iCloud nie płacę i nie zamierzam, bo konkurencja (u mnie kombinacja Dropbox Pro i OneDrive) bije na Macu chmurę Apple na głowę.

Mac świat to już powoli "zaświat". Teraz rządzą i-apple-air-gadżety, dla których pogłębione publikacje na temat sprzętu i oprogramowania straciły sens. Głównie z uwagi na nierozbieralną konstrukcję nowych isprzetów oraz hermetycznie zamknięty ekosystem, skutecznie podkręcający tempo ich moralnego starzenia się. Wystarczy zaglądać na to forum, aby zaobserwować skutki tego zjawiska.