Nie wiem ilu z Was jest żonatych ale do rzeczy:
Moja przygoda z Maciem zaczęła się od MaBook'a - przygoda z utrudnieniami, ale nie będę zanudzał. Grunt, że z biegiem czasu przekonałem się do Mac OS X'a. Na tyle by pozbyć się PeCeta.
Przyszedł więc moment na wymianę blaszaka na iMac'a.
Panowie, co ja w domu miałem za horror
Rozwód był blisko
I nie chodziło o kasę, że to takie drogie itp - przyczyna była prosta: WSZYSTKO inaczej niż pod Windowsem.
1. klawiatura nie tak ma klawisze, Option-L (ALT) i Command-L zamienione miejscami to masakra
2. Tlen'u pod OS X nie ma (i wierzcie mi, Adium nie pomogło, miał być oryginalny Tlen i koniec)
3. Ulubiony program do dodawania ramek do zdjęć też zniknął
4. Movie Maker - gdzie????? iMovie nie był w stanie jego zastąpić, bo.... jest inny
5. Office'a brak (kolejny niezastąpiony)
6. Skróty klawiaturowe inne niż w systemie M$
7. Struktura folderów - nic nie można znaleźć
8. I wiele innych
Póki co jest ciut spokojniej, ale mam nakaz zainstalowania Windy (dual boot lub wirtualnie). A najlepiej jakbym znów odkurzył PeCeta i postawił obok na biurku (jakie biurko pomieści 24 cali i kolejne 17"
)
Jestem ciekaw jak to jest u Was? Żony "przerzuciły" się łatwo?
Dla mnie to tylko dowód, że "switch" z M$ do Jabłuszka jest cholernie trudny - LATA przyzwyczajeń robią swoje (ja też przestawiałem się dobre pół roku). Do tego inne zajęcia na głowie więc brak czasu na uczenie się nowego systemu - a pod OS X istotnie jest "inaczej".
Acha, koronny argument: wszystko jest inaczej a NIC nie jest lepiej. Zresztą, załączony obrazek mówi sam za siebie
ale jakoś powoli się przyzwyczaja
