Skocz do zawartości

Witaj!

Zaloguj lub Zarejestruj się aby uzyskać pełny dostęp do forum.

Zdjęcie
* * * * * 1 głosy

Prawdziwe Think Different "Współzałożyciel Apple'a żyje z zasiłków, choć mógł mieć 70 mld dol."


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1 gerberd

gerberd
  • 169 postów

Napisano 16 kwietnia 2015 - 19:27

Nie znałem tej historii. Jestem pod wrażeniem tego jak niektórzy potrafią czerpać z życia zostawiając z boku kasę.

Mega szacun dla Rona.

 

Ron Wayne powinien być jednym z najbogatszych ludzi globu, a żyje na odludziu i utrzymuje się głównie ze świadczeń socjalnych. W dodatku wcale tego nie żałuje.

 

Sędziwy staruszek w 1976 roku był jednym z założycieli Apple Computer. U boku Steve'a Jobsa i Steve'a Wozniaka rozkręcał biznes, który kilka dekad później stał się jedną z najpotężniejszych marek branży IT.

 

Chociaż z dwiema przyszłymi ikonami Doliny Krzemowej przepracował tylko 12 dni, zdążył w tym czasie zaprojektować pierwsze logo firmy i napisać instrukcję obsługi komputera Apple I. Na starcie projektu dostał też 10 proc. akcji koncernu z Cupertino. Tyle że odchodząc sprzedał je za marne 800 dol. Później otrzymał jeszcze 1500 dol. za zrzeczenie się jakichkolwiek przyszłych roszczeń wobec firmy. Dzisiaj dawne udziały Wayne'a w Apple'u byłyby warte 70 mld dol., co dawałoby mu miejsce w czołówce rankingów najbogatszych ludzi świata.

 

Tylko, że dziś niedoszły miliarder utrzymuje się ze świadczeń socjalnych i małego internetowego biznesu związanego z metalami szlachetnymi, żyje w 36-tysięcznym Pahrump w Nevadzie, a za sąsiada ma hodowcę kurczaków i kóz. Co więcej, w ogóle nie żałuje podjętej przed laty decyzji.

 

- Miałem bardzo dobre powody, żeby wówczas odejść i nie, nigdy tego nie żałowałem. Moje motywacje są tak samo słuszne, kiedy patrzę na nie dzisiaj, jak wtedy, gdy podejmowałem decyzję o odejściu - wyjaśnia w rozmowie z miesięcznikiem „Men's Health”. - Gdybym wtedy pozostał w Apple, byłbym pewnie najbogatszym facetem na cmentarzu - ironizuje.

 

Dlaczego zrezygnował z komputerowego biznesu? Gdy startował Apple, Jobs i Wozniak - dwóch dwudziestoparolatków z wielkimi ambicjami - byli kompletnie bez grosza przy duszy, a musieli zdobyć środki na rozkręcenie interesu. Z kolei Wayne był już statecznym mężczyzną w średnim wieku. Miał dom, samochód i konto w banku. Wszystko to musiałby zastawić, żeby razem ze wspomnianym dwójką dostać w banku kredyt na doinwestowanie Apple'a.

 

Był też inny istotny problem. Już wówczas, w 1976 roku, 20-letni Jobs dawał się poznać jako twardy i bezwzględny biznesowy gracz. - Był miły i przyjazny, ale nigdy nie chciałbyś stanąć pomiędzy nim, a celem, do którego dążył. Jeśli to zrobiłeś, kończyłeś z odciskiem jego buta na czole - wspomina niedoszły miliarder.

 

Wayne wiedział też, że Jobs i Wozniak to zupełnie inna liga, nowe pokolenie. - Te dzieciaki to byli dwudziestolatkowie, a ja miałem ponad 40 lat. Mieli to „coś”, czego ja nigdy nie miałem i czemu nie byłem w stanie dorównać. Nowa technologia przekraczała moje możliwości i wiedziałem, że nigdy nie stworzę swojego autorskiego projektu - mówi na łamach „Men's Health”.

 

Aby przekonać się, że nie kłamie, wystarczy spojrzeć na jego położony na uboczu, stary dom czy leciwy desktop Della. Nawet komórkę ma schowaną w samochodzie i używa jej tylko w razie nagłych wypadków. A jedyny produkt Apple'a, jaki kiedykolwiek posiadał to iPad, którego kiedyś dostał w prezencie. Dzisiaj z urządzenia korzysta jego syn.

 

Wszyscy zastanawiają się, jak to możliwe, że współzałożyciel komputerowego giganta nie żałuje wielkiej sławy i jeszcze większych pieniędzy, które przeszły mu koło nosa. Tymczasem - jak mówią ludzie znający Wayne'a - 80-latek zadziwia ich pogodą ducha. - Nie możesz niszczyć swojego życia poprzez bezustanne opłakiwanie czegoś, co stało się lata temu. To bez sensu - przyznaje z rozbrajającą szczerością.

 

Mówi też, że zawsze wystarczało mu robienie prostych, elektronicznych gadżetów dla małych firm. I tak aż do emerytury, na którą przeszedł w 2000 roku. Od tamtej pory głównymi źródłami rozrywki Wayne'a są przejażdżki jego Chevroletem Malibu z 2002 roku, spotkania w miejscowym klubie poetyckim czy wideo-poker, w którego grywa zawsze w środy i niedziele w pobliskim kasynie.

 

Jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, mówi, że chce po prostu cieszyć się życiem. - Osiągnąłem taki moment w życiu, w którym wszystko jest dla mnie akceptowalne. Czyli musiałem jednak zrobić po drodze coś tak jak trzeba - żartuje.

 

Źródło: Newsweek

 

 


  • tomasz, MLuk i iUSA lubią to

#2 tomasz

tomasz

  • 10 981 postów
  • Płeć:
  • SkądBełchatów, PL

Napisano 17 kwietnia 2015 - 15:18

Mieliśmy okazję go poznać podczas jednej z wizyt w San Francisco.

Sympatyczny starszy Pan - uśmiechnięty i zdecydowanie nie wyglądał aby czegokolwiek żałował.


  • gerberd lubi to




Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych