Dobre filmy, gry, albumy czy koncerty na długo zapadają w pamięć. Śnią się po nocach, dźwięczą w myślach w drodze do pracy czy szkoły, przypominają się w najmniej oczekiwanych momentach aby poprawić nam humor. Pozostańmy przy grach - co tak na prawdę decyduje o tym, że są dobre? Grafika? Nie sądzę, istnieją setki tytułów, które owszem, cieszą oczy swoim wyglądem, ale inne ich "zalety" sprawiają, że pozbywamy się ich jeszcze szybciej, niż je nabyliśmy. To może pomysł? Tak, to niewątpliwie ważna rzecz, ale jeżeli wykonanie jest kiepskie, tytuł nie znajdzie wielu zwolenników. Co więc decyduje o tym, że długo jeszcze będziemy wspominać godziny spędzone z iTelefonem w ręku? Dla mnie jest to fabuła. Owszem, istnieją gry, które posiadają jedynie szczątkową historię, która łączy ze sobą kolejne poziomy, inne produkcje w ogóle jej nie mają, co nie przeszkadza im dawać graczowi masy radości (tak jest choćby z niesamowicie grywalnym Minigore). Takie pozycje nie zapadają jednak w pamięć. Nie przywiązujemy się do ich bohaterów, po wyłączeniu gry wracamy jakby nigdy nic do codzienności. Który gatunek szczyci się najlepiej opracowanym tłem fabularnym? Oczywiście gry przygodowe. Klasyczne, dwuwymiarowe wykonanie pozwala skupić się na historii opowiedzianej przez autorów, wejść w wykreowaną przez nich rzeczywistość i niekiedy do reszty dać się pochłonąć zabawie. Czy taką grą jest Hector: Badge of Carnage? Zapraszam do recenzji.


Początek gry jest dość nietypowy. Nasz bohater - policjant z nadwagą i wstrętem do bycia trzeźwym - budzi się bez spodni w obskurnym pokoju, który szybko okazuje się być jego mieszkaniem, w którym ktoś na dodatek dla żartu go zamknął. Dowcip to wyjątkowo niesmaczny, bowiem lokum nie wygląda choćby odrobinę zachęcająco. Z jednego kąta straszy "czysta" toaleta, drugi natomiast jest legowiskiem uroczego gryzonia, którego widok u kobiet powoduje zazwyczaj pisk - i to wcale nie zachwytu. Hector po przebudzeniu nie ma najlepszego humoru, być może jest to spowodowane tym, że dnia poprzedniego całkiem dobrze się bawił (wywnioskować można to między innymi z tego, że zaginęła jego dolna część garderoby), natomiast ranek okazał się wyjątkowo... trzeźwy. Głos, jakim wypowiada kolejne zdania tylko potwierdza tę tezę. Nieco zniechęcony, niemiły ton, którym bohater informuje nas o swoich spostrzeżeniach ma w sobie jednak coś ujmującego, nadającego charakter postaci. Wraz z postępem rozgrywki osobowość Hectora staje się coraz wyraźniejsza, nie jest jednak szkicowana delikatną ręką artysty, a raczej niemiłosiernie bazgrolona ordynarną linią niewprawionego w obsłudze ołówka przedszkolaka. Czy to wada? Niekoniecznie. Tak mocne zaznaczenie cech bohatera sprawia, że idealnie wpasowuje się on w mocno karykaturalny, niezbyt piękny ale jednocześnie bardzo interesujący świat.

Po opuszczeniu pokoju otrzymujemy informację, aby czym prędzej jechać na miejsce, gdzie trwają negocjacje z terrorystą zabarykadowanym w jednym z okolicznych domów. Dotychczasowe próby dogadania się z psychopatą nie przyniosły oczekiwanego skutku mimo wielkich starań policji, toteż cała nadzieja w Hectorze. Przyznam się, gra zaczyna się tak naprawdę od sceny negocjowania, jednak nie będę jej tutaj nawet w najmniejszym calu streszczał. Została ona bowiem tak zaplanowana, abyśmy choćby przez chwilę nie przestali się śmiać. A przynajmniej ci z graczy, którym odpowiada specyficzny, angielski humor. A wracając do naszego bohatera - chcąc nie chcąc, zmuszeni jesteśmy wkroczyć do akcji, jednak od samego początku napotykamy na swojej drodze szereg utrudnień. Radiowóz, którym dojechać mamy na miejsce stoi zamknięty przed komisariatem. Gdy wreszcie uda się nam go otworzyć, okaże się, że i tak daleko nim nie zajedziemy, przynajmniej, póki nie dokonamy pewnych "napraw". Z pomocą przyjdą nam między innymi prostytutki, menel czy miła staruszka z paralizatorem. Każda z napotkanych postaci jest mocno przerysowana, wszystkie ich cechy są wyolbrzymione do granic rozsądku, jednak zabieg ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Wygłaszane przez nie kwestie powalają na kolana solidną dawką humoru. Z przyjemnością prowadziłem konwersacje aż do wyczerpania możliwych tematów, nie tylko dlatego, by zdobyć informacje potrzebne do pchnięcia fabuły naprzód, ale przede wszystkim z powodu ich wysokiego poziomu i trafności poniektórych stwierdzeń. W dialogach możemy odnaleźć również nawiązania do współczesnej popkultury, między innymi do serialu CSI czy skeczy Jeffa Dunhama. Nie chcę zdradzać tych momentów - samodzielne ich odkrywanie daje na prawdę wiele radości. Hector drwi również z innych gier przygodowych, w których zmuszeni jesteśmy zbierać na pozór zupełnie bezużyteczne przedmioty. Spróbujcie podnieść cegłę - wnet zrozumiecie, co miałem na myśli.


Kolejne zadania zmuszają nas nie tyle do myślenia, co do kombinowania. Do czego może przydać się darmowa wazelina z sex-shopu i jak sprawić, by niemuzykalny bębniarz pomógł nam zdobyć sporą sumę pieniędzy? To tylko niektóre spośród wielu stojących przed nami wyzwań. Często dochodzi do sytuacji, gdy owszem, mamy pomysł, co zrobić, jednak wydaje się on tak bardzo pokręcony i niemoralny, że za żadne skarby nie dopuszczamy do siebie tego, że akurat takie działanie pozwoli postawić nam kolejny krok w rozgrywce. Nie wiem jak wam, ale takie podejście bardzo mi odpowiada. Gdybyśmy jednak utknęli na amen, autorzy przygotowali nam pomoc w postaci naszego asystenta - Lamberta. Rozmowy z nim naprowadzają nas na właściwy trop, jednak nie jesteśmy informowani o tym, co dokładnie mamy zrobić. Bardzo przypadło mi to do gustu.

Od strony wykonania gra prezentuje się świetnie - dwuwymiarowa grafika ma niesamowity urok, każda z odwiedzanych lokacji wygląda naprawdę dobrze, zdarzają się miejsca mniej lub bardziej klimatyczne, jednak o żadnym z nich nie można powiedzieć złego słowa. Od strony muzycznej gra nie wyróżnia się niczym szczególnym - owszem, w zależności od odwiedzanego miejsca podkład zmienia się, budując klimat, jednak nie jest to absolutnie nic genialnego. Świetne są natomiast głosy postaci, brzmią niezwykle profesjonalnie i zachęcają do wysłuchiwania całych dialogów. Każdy bohater charakteryzuje się nieco inną wymową, wszędzie słychać jednak mniej lub bardziej wyraźny brytyjski akcent. Ośmielę się nawet stwierdzić, że pod względem voice actingu w App Store nie ma drugiej tak bardzo dopracowanej pozycji. Sterowanie jest wręcz skandalicznie proste - pojedyncze dotknięcie sprawia, że bohater opisuje widzianą rzecz, podwójne pozwala zabrać przedmiot, rozpocząć rozmowę lub poruszać się między lokacjami.

Hector: Badge of Carnage jest niezwykle dopracowaną i wciągającą pozycją. Autorzy pokazali, że dwuwymiarowe przygodówki mają się dobrze, ba! Mają się wręcz doskonale, nadal potrafią bawić i pożerać czas. Pozycja ta prezentuje wysoki poziom, jednak nie każdemu może przypaść do gustu serwowany przez nią angielski, nieco rubaszny (a czasem i obleśny) humor. Jest jeszcze jeden szkopuł - długość. Wbrew wielu opiniom, ta ma znaczenie, a na tym polu Hector nie ma się niestety czym popisać. Za $3.99 dostajemy tytuł, który spokojnie można przejść w około trzy - cztery godziny. Autorzy zaznaczają, że to dopiero pierwszy epizod trzyczęściowego cyklu, jednak nie zmienia to faktu, że jak na tak krótką grę cena jest nieco wygórowana. Mimo tego, jeżeli lubisz klasyczne gry przygodowe, a przy tym odpowiada Ci angielskie poczucie humoru, to nie czekaj ani chwili - Hector: Badge of Carnage to gra, która powinna spełnić twoje oczekiwania.

Plusy:
- świetne głosy postaci
- ciekawa i wciągająca fabuła
- ogromne dawki humoru

Minusy:
- cena nieadekwatna do długości gry

Ocena: 8/10

Gra kosztuje $3.99, możecie pobrać ją tutaj.

**Uwaga! Dzięki uprzejmości twórców gry mamy jeden kod na pobranie Hector: Badge of Carnage działający w US App Store. Kod zostanie rozlosowany pomiędzy autorami najciekawszych komentarzy pod tym newsem. Konkurs trwa do 18 czerwca.

Konkurs zakończony, kod otrzymuje użytkownik Lpako. Kod zostanie wysłany przez PW. Gratulujemy!**