Przyznam się, że trochę zaspałem. Nie poszukiwałem przez ostatni miesiąc aktywnie zamiennika usługi Google Reader. Trochę kiedyś polamentowałem w MacGadce, ale tak naprawdę zdałem się w tym przypadku całkowicie na twórcę Reedera. Miałem nadzieję do ostatniego momentu, że Silvio Rizzi coś wymyśli i problem z brakiem synchronizacji RSS-ów, z którym przyszło nam się wszystkim zmierzyć po 1 lipca, zniknie jakoś automagicznie. Zawiodłem się.

Dopiero w niedzielę, czyli praktycznie ostatniego dnia, widząc, że na jakiś solidny update Reedera nie ma co liczyć, zabrałem się za poszukiwania jakiegokolwiek zamiennika. Dzięki podpowiedziom czytelników wybór szybko padł na Feedly. Pierwsza czynność była elementarnie prosta - import wszystkich źródeł RSS do Feedly. Kto nie zrobił tego do wczoraj ten... musi wszystkie źródła subskrybować od nowa. W sumie zastanawiam się, czy sam tego nie zrobić, bo ewidentnie mam tego wszystkiego za dużo.

No więc mam to Feedly i powiem Wam, że... nie jestem zadowolony. Siła przyzwyczajenia do Reedera jest jednak ogromna. Interfejs aplikacji Feedly na iPhone'a i iPada nie odpowiada mi. Na szczęście dzisiaj Reeder na iPhone'a doczekał się aktualizacji i wspiera już synchronizację z Feedly. Niestety oprócz wersji na iPhone'a dopadła mnie smutna rzeczywistość. Nie mam aktualnie czytnika RSS na iPada (no dobra, mam Feedly, ale jakoś mi nie podchodzi), a co gorsza nie mam czytnika RSS na OSX-a. I to ostatnie jest najgorsze, bo właśnie teraz się okazało, że w zasadzie najwięcej czytałem RSSy właśnie na komputerze. Jest co prawda wersja webowa Feedly, ale to już kompletnie mi nie pasuje.

Zatem, wyczekuję jak kania dżdżu update'u aplikacji Reeder na iPada i OSX-a. Zwracam uwagę, że obydwa te programy zostały wycofane odpowiednio z App Store i Mac App Store. Słusznie, bo w chwili obecnej są bezużyteczne. A do tego czasu... No właśnie. Bardzo jestem ciekawy jak Wy poradziliście sobie w tej co by nie było nowej sytuacji.

Jest jeszcze jedna sprawa, o której warto w tym miejscu wspomnieć. Już wiem dlaczego Google zamknęło Readera. RSS-y i ich grupowanie to wymierająca usługa. Wśród moich znajomych z pracy w zasadzie nikt nie wiedział co do nich mówię, gdy pytałem co zrobią po wyłączeniu Google Readera. Zawsze patrzyli też na mnie jak na wariata, gdy twierdziłem, że dobra strona internetowa to koniecznie musi mieć dobrze skonfigurowany kanał RSS. A jak przychodziło do tłumaczenia co to w ogóle jest ten RSS to już była prawdziwa droga przez mękę. Wiecie jak sobie zamiast tego ludzie radzą? Facebook i dodanie określonej fanpage'a do ulubionych albo zwykłe wchodzenie na stronę. Barbarzyństwo, ale co zrobić...