Wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi. Auta po to, by się szybciej poruszać, koputery, by wygodniej pracować, fast foody, by producenci ubrań 6XL nie zbiednieli, a ksera, by studentom było lżej. Jest jednak pewne zjawisko, które strasznie mnie denerwuje. Na pewno mijaliście nie raz grupkę (głównie) młodych, ubranych w ortalionowe garnitury osób. Oprócz ciągłych narzekań, że ktoś coś urwał, od jakiegoś czasu możemy usłyszeć też od nich jeszcze inne dźwięki. Jakie? Muzykę zazwyczaj podłego gatunku, puszczaną tak głośno, jak tylko biedna komórka może.

Zastanawiałem się, jak można z takim zjawiskiem walczyć. Skoro do tych ludzi nie dociera przekaz ustawy o ochronie czystości języka polskiego, to co dopiero mówić o negocjowaniu z nimi choćby ściszenia mobilnych dyskotek? Akcja polegająca na rozdawaniu słuchawek? Nie, to nie ma sensu - powędrowałyby pewnie one do kieszeni, a telefon grałby dalej. Nie daj Boże, gdyby jeszcze nowy właściciel postanowiłby wykorzystać swój nowy sprzęt muzyczny powiedzmy do podduszenia kogoś. A więc idea ta odpada zupełnie. Lepszym wyjściem byłoby moim zdaniem przygotowanie specjalnej serii telefonów przeznaczonej dla tej szczególnej grupy odbiorców. Aby się sprzedawały, trzeba by było je odpowiednio zareklamować, dobrze też byłoby pomalować je w barwy wszelkich możliwych klubów sportowych (i nigdy nie sprzedawać różnych modeli w jednym miejscu), logo firm produkujących pasiaste odzienie albo znaczki aut. Aby nie męczyły osób postronnych jazgotem muzyki wydobywającej się z głośnika, wystarczyłoby... wcale go tam nie montować. Zamiast tego znacznie lepiej sprawdziłby się alarm wibracyjny.

Żeby było ciekawiej, stopnie wibracji powinny być co najmniej dwa - zwykły oraz o mocy młota udarowego. Pierwszy służyłby na co dzień, natomiast drugi przydałby się szczególnie w momentach, gdy właściciel byłby wyjątkowo zajęty, na przykład liczeniem komuś zębów lub rozwiązywaniem problemów napotkanych osób. Boicie się, że taki zabieg zaszkodziłby ekranowi? Wątpię. Te same obawy miała Nokia, przez co w pierwszych komunikatorach zrezygnowano z wibracji właśnie ze względu na pokaźny ekran. Było tak do momentu wydania modelu E90. Umieścili w nim tak potężny alarm wibracyjny, że w momencie, gdy twój telefon dzwonił, na drugiej półkuli sejsmografy szalały, domy wywracały się a nadmorskie miasta były zalewane przez tsunami. A oba ekrany były całe. Jak widać, da się coś takiego zrobić, wystarczy tylko odrzucić przekonanie, że może to być szkodliwe.

Operatorzy powinni serwować z uśmiechem właśnie takie telefony osobom, u których stwierdzono syndrom WDS (Wstrętu Do Słuchawek). A żeby wszystko wyglądało jeszcze lepiej, mogliby ubrać to w promocję pod hasłem "najlepszy zestaw w mieście", dorzucając do komórki szalik i firmową smycz.