iPhone wywołał spore zamieszanie na rynku telefonów komórkowych. Niemal z chwilą premiery zyskał zarówno zwolenników, którzy wychwalali go pod niebiosa, jak i przeciwników, którzy widzieli w nim jedynie zacofane, a na dodatek drogie urządzenie. Trudno jednak zaprzeczyć, że telefon ten odniósł spory sukces, rozpowszechnił się niemal na całym świecie, a dla niektórych osób stał się obiektem pożądania. Na czym jednak polega jego fenomen i dlaczego właśnie na niego się zdecydowałem? Aby to zrozumieć, musimy cofnąć się nieco w przeszłość.

Telefon komórkowy jest obecnie urządzeniem, które posiada niemal każdy. Niezależnie od wieku, czy to kilkuletnie dziecko, czy też starsza pani, wszyscy ci ludzie dzwonią do siebie, wysyłają sms'y czy też mms'y. Komórki sukcesywnie wypierają telefony stacjonarne, które nie wytrzymały próby czasu. Obecny użytkownik wymaga od sprzętu elektronicznego między innymi mobilności, dlatego też zasypywani jesteśmy nie tylko lawiną komórek, ale również przenośnych odtwarzaczy mp3, video, netbooków, tabletów i tym podobnego ustrojstwa. Zajmują one nasze torby i plecaki, wypychają kieszenie i wymuszają wyprowadzkę kluczy do domu na smycz uwieszoną u szyi, by przypadkiem nie porysowały drogocennego cudeńka, które dla większego bezpieczeństwa ukrywamy przed światem w kolejnym futerale.

W pewnym momencie jednak ktoś miał już tego serdecznie dosyć. W końcu ile rzeczy można nosić ze sobą na raz? Z jak wielu urządzeń trzeba rezygnować, by w kieszeniach mieć miejsce na choćby listek gumy do żucia? Sytuacja ta wymuszała noszenie ze sobą jedynie na prawdę niezbędnych rzeczy, co sprowadzało się zazwyczaj do nieciekawej, ale za to najbardziej przydatnej komórki. Właśnie! dlaczego telefon musi być nudny? Przecież oprócz standardowych funkcji można dorzucić do niego jakieś niewielkie gry, by było czym się zająć w autobusie, kalendarz i budzik, które sprawdziłyby się w podróży. Do tego wszystko można zapakować w jakąś kolorową obudowę, by telefon nie kojarzył się jedynie z narzędziem pracy. Według takiego konceptu powstawały urządzenia, które dziś doczekały się miana kultowych. Taka właśnie była Nokia 3410, jeden z pierwszych telefonów, z jakimi w ogóle miałem do czynienia. Dzięki obsłudze Javy i technologii WAP zdobyła ona wiele pozytywnych opinii, głównie ze względu na swoją nowoczesność. W końcu możliwość połączenia się przez GPRS i pobranie w dowolnym miejscu najświeższych wiadomości ze świata było czymś, co do tamtej pory wydawało się możliwe jedynie w filmach science fiction. Mimo upływu czasu wciąż zdarza się mi widzieć osoby z tym właśnie modelem komórki, a to dlatego, że urządzenia te są po prostu niezawodne. Dzięki swojej prostocie niemal każdy użytkownik bez problemu wybierze żądany numer czy też napisze SMS'a z wymówką, dlaczego znów spóźni się na kolację.

Dopracowanie

Rynek nieustannie parł jednak naprzód, klienci byli już znużeni dokupowaniem kolejnych obudów do swoich ponownie niezbyt ciekawych telefonów. Producenci zareagowali więc adekwatnie do sytuacji i wzbogacili swoje oferty o telefony z kolorowymi wyświetlaczami, mizernymi aparatami o rozdzielczości CIF lub VGA, dorzucili też do nich atrakcyjniejsze wizualnie menu a także możliwość odtwarzania dzwonków innych, niż piszczące MID'y (przez co dziś jesteśmy katowani jazgotem dobiegającym z komórek wielu nierozgarniętych użytkowników). Sprzedaż wzrosła, a zadowoleni producenci przeliczali kolejne zielone wpływające na ich konta. Z kolei klienci zaopatrywali się z radością w ultranowoczesne Motorole, Nokie czy Sony Ericssony. Wtedy też wszedłem w posiadanie Siemensa C65, który zawierał oczywiście tak wiele funkcji, że przeciętnemu użytkownikowi ich ogarnięcie zajęłoby co najmniej kilka dni. Telefon ten miał (jak na tamte czasy) niemal wszystko. Aparat, MMS'y, port podczerwieni, kolorowy wyświetlacz czy też odtwarzanie dzwonków AMR. Niestety, słownik t9 pozostawiał wiele do życzenia, bateria nie trzymała najlepiej, a nad wyraz często zdarzały się także problemy z zasięgiem. Mimo tego komórka ta stała się niemal tak popularna, jak Nokia 6100, która nie dość, że cenowo była zbliżona do Siemensa, to na dodatek jakość jej wykonania, czas pracy na jednym naładowaniu i jakość rozmów biły na głowę niemieckiego konkurenta. Co przesądziło o tym, że telefon firmy produkującej pralki i miksery mimo niedopracowania był w stanie mierzyć się z Nokią? Odpowiedź jest banalna - aparat oraz inne bajery, których Finowie nie dorzucili do swojego nowego produktu. Stąd smutny wniosek - ludzie lecą na gadżety, nie interesując się przy tym, jak zostały one wykonane, podświadomie podniecają nas cyfry, im większe - tym lepiej, a im dłuższa jest lista funkcji jakiegoś urządzenia, tym chętniej po nie sięgamy.

Funkcjonalność

Telefony stały się multimedialne - robiły zdjęcia i kręciły filmy, łączyły się z Internetem, pozwalały na bezprzewodowe przesyłanie poimprezowych fotek a od czasu do czasu dostarczały też rozrywki w postaci gier Java. Powstawały również modele skierowane do ludzi biznesu. Wyposażone były w Bluetooth do łączenia się z zestawami głośnomówiącymi, rozbudowane terminarze czy aplikacje konwertujące waluty i inne jednostki. Jednak dla wielu osób było to po prostu za mało. Problem ten został szybko dostrzeżony, co zaowocowało wysypem mobilnych mini-komputerów, które z racji swoich kompaktowych rozmiarów i funkcji telefonicznych zostały nazwane smartfonami. Pracowały one pod kontrolą różnych systemów operacyjnych, oferujących biznesowemu użytkownikowi zupełnie nowe, niespotykane dotąd nigdzie funkcje. Jednym z OS'ów, który zyskał ogromną popularność, był Symbian. System ten, kojarzony głównie z Nokią, pozwalał na zainstalowanie ogromnej jak na owe czasy ilości aplikacji, które pomagały dostosować telefon do wymagań odbiorcy. Użytkownik zyskał więc możliwość wysyłania i odbierania e-maili, edycji dokumentów, przeglądania pełnowymiarowych stron internetowych czy też odtwarzania różnych formatów plików. Wraz z rozwojem systemów operacyjnych zwiększała się też moc obliczeniowa smartfonów, dzięki czemu możliwe było nie tylko szybsze działanie urządzenia, ale również uruchamianie gier w oprawie 3D (rekordy popularności dotąd bije Quake, którego nie próbowali uruchomić chyba tylko na kalkulatorze). Doczekaliśmy się nawet dwóch konsol Nokii, a mianowicie modeli NGage i NGage QD. Jakość gier na nie przebijała wszystko, co dane nam było dotąd widzieć. Płynna animacja i rozbudowane pozycje wróżyły świetlaną przyszłość tym komórkom. Jednak dwie - trzy świetne gry to za mało, by platforma mogła utrzymać się na rynku, dlatego też NGage okazało się ogromną klapą. A szkoda, bo Asphalt 2 i The One były po prostu wyśmienite. Sukces każdego systemu leży więc w wachlarzu aplikacji na niego oferowanych, bez dostatecznej ich ilości i różnorodności użytkownik bez większego zastanowienia przesiada się na inną platformę, której zasób oprogramowania jest bogatszy, a do tego każda pozycja jest lepiej dopracowana.

Wygląd

Dlaczego komórki Motoroli zdobyły swego czasu taką przewagę nad urządzeniami innych producentów? Nie, powodem nie był fatalny słownik iTap, kiepskie baterie i koszmarnie powolna praca. Powodem był wygląd. Trudno znaleźć osobę, która nie znajdzie w ofercie tej firmy choćby jednego, podobającego się jej modelu. Do tego dochodzi otoczka reklamowa, drapieżne nazwy i sugerowanie, że najnowsze egzemplarze wybiegają w przyszłość tak daleko, że konkurencja wygląda przy nich jak Wołga przy Nissanie GTR, a muzyczne doznania, jakie zapewniają są zdolne wywołać u nas większą ekstazę niż usłyszenie na żywo AC DC. Naiwniaków jest pełno, sporo jest też niedowiarków, którzy mimo niechęci do marki i obaw przed niewygodną obsługą są gotowi zaryzykować i nabyć kolejne, genialne i otoczone aurą mistycyzmu urządzenie. Tak było również w moim przypadku, przez moje ręce przewinęło się kilka telefonów Motoroli, głównie na zasadzie kup-sprzedaj, jednak czasem byłem zmuszony z nich korzystać. I wiecie co? Nie są okropne. To za mało powiedziane. One nie nadają się do niczego. Motorola V3 ma idiotyczną, niewygodną klawiaturę, L7 jest potwornie powolna, a Z8 działa na Symbianie UIQ, ale nie posiada dotykowego ekranu (dla przypomnienia - UIQ jest systemem przeznaczonym głównie do obsługi za pomocą dotyku). To tak, jakby z samochodu wymontować kierownicę. Jednocześnie wszystkie trzy są niesamowicie ładne, jednak wygląd nie wystarczy, by telefon można było uznać za dobry i godny polecenia.

iPhone

Steve Jobs jest człowiekiem niesamowicie inteligentnym i opanowanym. W końcu dla firmy takiej, jak Apple, wypuszczenie na rynek swojego modelu telefonu nie jest rzeczą nieosiągalną. Dlaczego więc iPhone pojawił się dopiero w 2007 roku, kiedy smartfony zdążyły rozprzestrzenić się po całym globie? Na myśl przychodzi mi tylko jedno - został on bezwzględnie dopracowany do perfekcji (przynajmniej w mniemaniu Apple, choć wiele się nie mylili). Dla zwykłego użytkownika był on przeciętniakiem, okrojonym z podstawowych funkcji, jak na przykład MMS czy wysyłania plików przez Bluetooth, nie potrafił nagrywać filmów, nie obsługiwał wszechobecnej Javy, jego aparat miał tylko 2MPix, brakowało też gniazda karty pamięci. Specyfikacja iPhone'a wypadała blado na tle wszystkomających Nokii, Samsungów czy LG. Dopiero po pewnym czasie ludzie zrozumieli, że ten telefon jest tak na prawdę wszystkim tym, czym chcą, żeby był. Oferuje w standardzie jedynie funkcje, które są potrzebne większości użytkowników, jeśli jednak ktoś odczuje potrzebę np. odczytu PDF'ów, może za darmo bądź odpłatnie pobrać jedną z wielu przeznaczonych do tego aplikacji. Wszystko zostało opracowane tak, by obsługa była prosta i wygodna, każda funkcja działa dokładnie tak, jak użytkownik się spodziewa, a jeśli jakaś miała się nie sprawdzić, to po prostu jej nie było. Dobra, koniec tego marketingowego bełkotu - pora na coś konkretnego.

It's just rock'n roll

W lipcu 2009 zainteresowały mnie iPody Touch. Podobały się mi ich spore możliwości, wygoda i wygląd. Poza tym szukałem odtwarzacza, który będzie wolno się rozładowywał, a przy tym oferował dobrą jakość dźwięku. Miałem dość przesterowanego basu oferowanego przez dotychczasowe Sony Ericssony. W końcu stałem się posiadaczem Toucha drugiej generacji. Od samego początku zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Jakość dźwięku była w moim nieaudiofilskim odczuciu bardzo dobra, na dodatek wygoda obsługi odtwarzacza biła na głowę moje wszystkie dotychczasowe grajki. Oczywiście byłem świadom tego, że iPod Touch nie gra tak dobrze jak wyższe modele iRiver'a czy niektóre Pentagramy, ale mi w zupełności wystarczał. No i ten bajerancki (ale i wygodny w użyciu) cover flow... Nie podejrzewałem również, że będzie aż tak szybki, wygodny i funkcjonalny. Na łopatki powaliła mnie jakość gier i aplikacji - szczególnie w porównaniu do tych pisanych w Javie, symbianowe programy osiągały czasem podobną jakość. Dzięki temu, że Apple testuje wszystko przed dopuszczeniem do App Store, wszystkie dostępne tam pozycje działają sprawnie (inna sprawa, że 90% zawartości tego sklepu to symulatory puszczania bąków, picia piwa i inne, równie "użyteczne" rzeczy). To nie Symbian, na którym po zainstalowaniu niektórych aplikacji występowały problemy z zasięgiem czy stabilnością działania softu (to przykłady z autopsji, niestety, ale tyczą się głównie programów bardzo amatorskich). Działa to jednak w drugą stronę, Apple usuwa niewygodne dla siebie aplikacje, użytkownik jest w pewnym stopniu kontrolowany. Da się jednak do tego przyzwyczaić. Na dodatek tytuły oferowane na iPhone'a to poezja. Need for Speed, GTA, THPS2 to tylko niektóre spośród pozycji, które trzeba zobaczyć na urządzeniu Apple. Grafika, udźwiękowienie, a przede wszystkim grywalność - gry na innych telefonach po prostu tego nie miały (wyjątkiem była Nokia NGage, którą bardzo miło wspominam). To wszystko sprawiło, że coraz częściej gościł w kieszeni moich jeansów. Po pewnym czasie stwierdziłem, że noszenie telefonu i odtwarzacza oddzielnie nie jest zbyt wygodne. Z tego też powodu ponownie wszedłem na najpopularniejszy w Polsce serwis aukcyjny i znalazłem swój następny telefon - iPhone pierwszej generacji.

Nie ukrywam, że jeszcze dwa miesiące wcześniej byłem zdania, że telefon dotykowy to zły wybór - miałem kiepskie doświadczenia z Samsungiem Pixon i nieco lepsze z Nokią 5800. Obecnie jednak nie zamieniłbym go na żaden inny. To już nawet nie jest przyzwyczajenie do konkretnego urządzenia, bo niedawno przesiadłem się na 3GS. To multimedialna otoczka w postaci iTunes i App Store, dzięki którym telefon ten żyje. Dostarcza informacji, pomaga w pracy, zapewnia kontakt a także pozwala odprężyć się przy niezobowiązującej grze. A wszystko to dzieje się niezwykle szybko, płynnie, wręcz naturalnie. Oczywiście jak każdy, tak i ten ma swoje wady - aparat nadaje się jedynie do robienia fotek przy dobrym oświetleniu, brakuje trochę obsługi flash'a, bateria nie grzeszy wytrzymałością, a niektóre podstawowe funkcje pojawiają się w oprogramowaniu ze sporym opóźnieniem. Rok temu twierdziłem, że iPhone to zabawka. Dziś moje poglądy diametralnie się zmieniły, i nie, nie stałem się fanboy'em Apple. Telefon wyprodukowany przez tą firmę jest jednak tym, czego od początku szukałem: łączącym w sobie funkcjonalność, wygodę i dopracowanie urządzeniem, które wciąż się rozwija, nie tracąc przy tym na jakości obsługi. Jestem świadom jego ograniczeń, ale tak na prawdę żadne z nich mi specjalnie nie przeszkadza. Dlatego jeśli denerwuje was wasz telefon, szukacie czegoś, co będzie proste, ale nie prostackie, a jednocześnie bogate w funkcje - mam dla was jedną radę. Wyrzućcie swoją komórkę i kupcie iPhone'a. Jeśli wam się nie spodoba, zawsze możecie go sprzedać. Ale wątpię, czy znalazłoby się na to wielu chętnych.