23 kwietnia 2017 roku na oficjalnej stronie Instytutu Fraunhofera pojawiła się informacja o zakończeniu prowadzonego wspólnie z firmą Technicolor programu licencjonowania patentów związanych z formatem MP3. Wiadomość ta początkowo nie wywołała zbyt wielkiego poruszenia, jednak z czasem została podłapana przez media, które stopniowo zaczęły zniekształcać i wyolbrzymiać jej znaczenie. Niespełna miesiąc później nagłówki wielu popularnych internetowych serwisów informacyjnych zapełniły się nekrologami, obwieszczającymi wszem i wobec ostateczną śmierć „empetrójek”.

Większość artykułów tego typu znacznie wyolbrzymiała znaczenie wspomnianego wydarzenia, przedstawiając je tak, jakby wymienione wyżej instytucje z premedytacją przeprowadziły egzekucję formatu MP3, na zawsze odbierając ludzkości dostęp do jego magicznych właściwości. Rzeczywistość była rzecz jasna znacznie bardziej prozaiczna. Zakończenie programu licencjonowania było zwykłym następstwem wygaśnięcia patentów znajdujących się w posiadaniu Instytutu Fraunhofera i Technicolor, a jedyną konsekwencją tych zmian jest zniesienie opłat, które do tej pory musiały ponosić firmy chcące wykorzystywać opatentowane przez nie technologie w produktach sprzedawanych na terenie USA (europejskie patenty wygasły kilka lat wcześniej). Z punktu widzenia przeciętnego słuchacza MP3 pozostanie więc równie „żywe” jak dotychczas. Sztuczne rozdmuchanie tematu przez media miało jednak swój pozytywny efekt uboczny. Stało się ono bowiem zarzewiem licznych dyskusji dotyczących obecnej kondycji i przyszłości wciąż popularnego, lecz nieco podstarzałego już formatu. Patrząc na to, jak emocjonalnie do kwestii „żywota” MP3 podeszli niektórzy internauci, trudno było nie odnieść wrażenia, że te trzy litery są dla nich czymś więcej niż nazwą określającą algorytm stratnej kompresji dźwięku. Format MP3 stał się dla pewnego pokolenia słuchaczy tym, czym dla ich poprzedników były płyty CD, kasety magnetofonowe i płyty winylowe - symbolem reprezentującym muzyczne doświadczenia ich generacji - co samo w sobie wystarczy, by zapewnić mu jeśli nawet nie nieśmiertelność, to z pewnością długowieczność. Z drugiej strony ciężko nie zgodzić się z tym, że rozwój technologiczny z roku na rok działa coraz bardziej na jego niekorzyść. Rodzi się więc pytanie, czy przypadkiem sentyment i siła przyzwyczajenia nie są jedynymi rzeczami powstrzymującymi nas przed wysłaniem MP3 na w pełni zasłużoną emeryturę, czy też format ten rzeczywiście nadal pozostaje optymalnym sposobem kompresji plików audio?

Odrobina historii

By lepiej zrozumieć popularność, jaką dziś cieszy się format MP3, należy najpierw poznać jego historię. Ta zaczęła się pod koniec lat 70., czyli jeszcze przed oficjalnym wprowadzeniem na rynek płyt CD, kiedy to naukowcy z Uniwersytetu w Erlangen rozpoczęli pracę nad technologią mającą umożliwić przesyłanie wysokiej jakości muzyki za pośrednictwem linii telefonicznych. W 1987 roku połączyli oni siły z Instytutem Fraunhofera, a dwa lata później nawiązali współpracę z grupą MPEG, co ostatecznie doprowadziło do wykorzystania opracowanej przez nich technologii jako elementu standardu kompresji dźwięku i obrazu MPEG-1. W 1992 format MPEG-1 Audio Layer 3 był już w pełni funkcjonalnym rozwiązaniem, będącym w stanie zapewnić naprawdę imponujące rezultaty, jednak jego twórcy mieli spore problemy z wypromowaniem swojej technologii. Większość firm, z którymi próbowali nawiązać współpracę, albo nie wierzyła w sukces ich formatu, albo pracowała już nad własną metodą kompresji. MPEG-1 Audio Layer 3 przez pierwsze lata swojego żywota był więc niszową ciekawostką, wykorzystywaną zaledwie przez garstkę firm i instytucji.

Sytuacja uległa zmianie dopiero w drugiej połowie lat 90., kiedy to Instytut Fraunhofera postanowił skrócić nazwę formatu do MP3 i rozpocząć sprzedaż oprogramowania pozwalającego prywatnym użytkownikom na „odchudzanie” posiadanych przez nich cyfrowych nagrań audio. Tworzone za jego pomocą pliki zajmowały nawet dziesięciokrotnie mniej miejsca niż stosowane dotychczas formaty, i chociaż wiązało się to z pogorszeniem jakości dźwięku (tym większym, im mniejszy plik chcieliśmy uzyskać), to jednak nie było ono na tyle poważne, by zniechęcić użytkowników. Wspomniany program szybko zyskał ogromną popularność wśród osób o, delikatnie mówiąc, luźnym podejściu do kwestii praw autorskich, które mogły dzięki niemu przechowywać, kopiować i dzielić się piracką muzyką z łatwością, o jakiej wcześniej nawet nie śnili. Oczywiście większość z nich korzystała z pirackiej wersji oprogramowania, dlatego też twórcy MP3 nie mieli z tego wymiernych korzyści finansowych, jednak rozgłos, jaki zyskali, wystarczył, by przekształcić ich rozwiązanie w jeden z najpopularniejszych formatów plików audio. Dalej poszło już z górki. W 1998 roku do sprzedaży trafiły pierwsze przenośne odtwarzacze MP3, zaś rok później w sieci zadebiutował program Napster, ułatwiający internautom dzielenie się muzyką zapisaną w tym formacie.

Popularyzacja formatu MP3 okazała się być nie tylko rewolucją technologiczną, ale też kulturową. Po raz pierwszy w historii posiadanie ogromnej kolekcji muzyki przestało być luksusem, wymagającym poświęcenia dużych nakładów pracy i pieniędzy, i stało się czymś powszechnym. Nagle większość nastolatków przechowywała na dyskach twardych i w pamięci przenośnych odtwarzaczy (które, swoją drogą, były znacznie mniejsze, wygodniejsze w obsłudze i bardziej wytrzymałe niż odtwarzacze kaset czy płyt CD) więcej albumów muzycznych, niż ich rodzice zgromadzili przez całe życie. Wszystko to odcisnęło oczywiście swoje piętno na szeroko pojętym rynku muzycznym. Sprzedaż fizycznych nośników zaczęła nieubłaganie spadać, a giganci branży najzwyczajniej w świecie nie wiedzieli, jak odnaleźć się w tej zupełnie nowej rzeczywistości. Sytuację tę wykorzystały mniejsze firmy, uruchamiając pierwsze internetowe sklepy z plikami MP3. Wielu artystów, zarówno tych mniej, jak i bardziej znanych, zaczęło samodzielnie udostępniać w sieci swoje albumy, często umożliwiając słuchaczom wybranie kwoty, jaką chcą za nie zapłacić. „Empetrójki” całkowicie zdominowały świat cyfrowych plików dźwiękowych. Sęk w tym, że nawet w latach swojej szczytowej popularności format MP3 nie był wcale najlepszą z dostępnych metod kompresji dźwięku.

Konkurencja nie śpi

MP3 to format kompresji stratnej, którego działanie opiera się na odkryciach z dziedziny psychoakustyki. W dużym uproszczeniu: algorytm wyłapuje i usuwa dźwięki, które z różnych powodów nie są słyszalne dla ludzkiego ucha. Niestety, jako iż rozwiązania tego typu rzadko kiedy działają perfekcyjnie, czasem zdarzy mu się usunąć za dużo, co w efekcie powoduje pogorszenie jakości nagrania. Zmiany zwykle nie są drastyczne, a ich stopień zależy od wielu czynników, takich jak jakość i rodzaj pierwotnego nagrania czy wybrana przepływność danych. W latach 90., gdy pojemność dysków twardych była stosunkowo niewielka, a połączenie z internetem wolne i kosztowne, nieznaczne pogorszenie jakości dźwięku wydawało się być niewielką ceną za dziesięciokrotne zmniejszenie rozmiaru pliku. Kiedy jednak obie te rzeczy przestały być problemem (a pierwsze pokolenie wychowane na MP3 dorosło i dorobiło się lepszej klasy sprzętu odsłuchowego), gorsza jakość dźwięku w magiczny sposób stała się bardziej zauważalna. Wiele osób zaczęło więc rozglądać się za lepszą alternatywą.

Teoretycznie nie musiały one szukać daleko, gdyż w 1997 roku sami twórcy MP3 zaproponowali jego następcę - AAC. Nowy format, opracowany przez naukowców z Instytutu Fraunhofera we współpracy z firmami AT&T, Dolby, Sony i Nokia, nie tylko pozwalał zachować lepszą jakość dźwięku przy tej samej (a w niektórych przypadkach nawet większej) oszczędności miejsca, ale też oferował szereg technicznych usprawnień (m.in. 48 kanałów i dostępny zakres częstotliwości próbkowania od 8 kHz do 96 kHz), dzięki którym wachlarz jego zastosowań wykraczał poza muzykę rozrywkową. Nadal jednak był to format stratny, co nie wystarczyło niektórym słuchaczom. Odpowiedzią na ich potrzeby był zaprezentowany w 2001 roku bezstratny format FLAC, który wprawdzie nie oferował tak dużej oszczędności miejsca jak MP3 czy AAC, ale za to pozwalał niemal idealnie zachować jakość oryginalnego nagrania.

Przez pewien czas wydawało się, że AAC ma realne szanse na przejęcie pozycji lidera wśród formatów kompresji dźwięku. Technologia ta była nie tylko bardziej zaawansowana i wydajniejsza, ale też miała za sobą poparcie kilku wielkich firm z branży technologicznej - w tym Apple, które wybrało AAC na domyślny format muzyki sprzedawanej w internetowym sklepie iTunes. Ostatecznie jednak wygrały wygoda i przyzwyczajenie użytkowników. MP3 może i brzmiały odrobinę gorzej, ale ich ogromna popularność, nie tylko wśród słuchaczy, ale i producentów sprzętu, gwarantowała, że będzie można je odsłuchać na każdym komputerze, telefonie, wieży, radiu samochodowym czy odtwarzaczu przenośnym. W przypadku AAC sytuacja nie wyglądała już tak dobrze i nawet dziś, dwadzieścia lat po jego oficjalnej premierze, łatwo trafić w sklepach na urządzenia nie obsługujące tego formatu.

Zwycięstwo? Nie tak szybko…

MP3 dosłownie zmiażdżyło swoich konkurentów w konkursie popularności, jednak walka między formatami toczy się również na innych frontach, na których nieco podstarzała technologia nie radzi sobie już niestety tak dobrze. Polem, na którym MP3 od dłuższego czasu przegrywa z konkurencją, jest na przykład streaming. Okazuje się bowiem, że gdy w grę nie wchodzi już przyzwyczajenie użytkowników, lecz jedynie czysta wydajność, serwisy oferujące usługę strumieniowania muzyki nie mają większych oporów przed zastąpieniem MP3 innym rozwiązaniem. Wśród największych usług tego typu tylko Google Music i Deezer korzystają z formatu MP3 (chociaż ten drugi oferuje swoim klientom również format FLAC). Apple Music wykorzystuje AAC, Tidal w zależności od rodzaju subskrypcji oferuje AAC lub FLAC, zaś Spotify zdecydowało się na Ogg Vorbis. Jako iż hasło reklamowe „oferujemy gorszą jakość muzyki, bo wiemy, że i tak nie usłyszycie różnicy” nie brzmi zbyt dobrze, można spodziewać się, że prędzej czy później wszystkie serwisy tego typu przerzucą się ostatecznie na kompresję bezstratną, definitywnie wyrzucając MP3 z obiegu. Podobnie sytuacja wygląda we wszystkich obszarach, gdzie priorytetami są jakość i/lub efektywność - takich jak chociażby produkcja materiałów wideo (nawet YouTube zaleca swoim użytkownikom korzystanie z AAC) czy gier komputerowych (chociaż w tym drugim przypadku duże znaczenie miały także opłaty licencyjne).

MP3 wiecznie żywe?

Parafrazując Marka Twaina, można powiedzieć, że pogłoska o śmierci MP3 była (mocno) przesadzona. Wprawdzie technologia ta dawno już przestała być optymalną metodą kompresji plików audio, jednak przy życiu nadal trzyma ją popularność wśród użytkowników i producentów sprzętu muzycznego. Warto jednak być świadomym tego, że na innych płaszczyznach format ten dawno już przegrał walkę z konkurencją i raczej nic nie wskazuje na to, by miał on kiedykolwiek powrócić w blasku chwały. Zapewne i my, zwykli słuchacze, będziemy go stopniowo używać coraz rzadziej, kuszeni nowymi, wygodniejszymi rozwiązaniami, takimi jak chociażby serwisy streamingowe. Niewykluczone więc, że za kilka lub kilkanaście lat zalegający w szufladzie pendrive wypełniony po brzegi „empetrójkami”, mimo iż teoretycznie w pełni użyteczny i jak najbardziej „żywy”, będzie już miał dla nas tylko wartość sentymentalną.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w numerze 3/2017 MyApple Magazynu

Pobierz MyApple Magazyn 3/2017

Magazyn MyApple w Issuu