Fumito Ueda udowodnił piętnaście lat temu, że gry wideo mogą być sztuką. Ico oraz Shadow of the Colossus były na swój sposób niezwykłe i piękne, tak samo jak niezwykły i piękny jest The Last Guardian. Niestety w najnowszej produkcji wizjonerskiego Japończyka doświadczanie warstwy artystycznej jest bardzo bolesnym procesem – zarówno dla gracza, jak i podzespołów jego konsoli.

Nad The Last Guardian pracowano dziewięć lat. Gra miała pierwotnie trafić na PlayStation 3, ale poprzednia konsola Sony okazała się zbyt słaba, aby sprostać projektowi Uedy. Project Trico – bo tak początkowo nazywano produkcję – miał być przynajmniej kilka razy zamknięty, a wyczekujący na trzecią grę studia Team Ico gracze byli co pewien czas informowani o przesunięciu premiery. Po blisko dekadzie od rozpoczęcia prac The Last Guardian trafił w końcu na PlayStation 4.

W grze wcielamy się w małego chłopca, który budzi się pośród tajemniczych ruin, a na swoim ciele widzi enigmatyczne tatuaże. Obok niego spoczywa okaleczony i uwięziony Trico – ni to gryf, ni to pies, ni to szczur. Mimo początkowej nieufności obu bohaterów względem siebie, z czasem udaje im się nawiązać niezwykłą relację, która ma niesamowity wpływ na to, jak my – gracze - doświadczamy całej historii. Niektórzy słusznie zauważyli, że The Last Guardian może szczególnie spodobać się właścicielom psów czy koni, bo doskonale zrozumieją oni „chemię”, która dotyka chłopca i Trico.

Gra została podzielona na poziomy, między którymi przechodzimy w płynny sposób. Cały czas sterujemy chłopcem, ale rola Trico nie sprowadza się wyłącznie do podążania za głównym bohaterem. Stwora musimy karmić, a także wydawać mu proste polecenia. Co ciekawe, twórcy zdecydowali się przypisać jeden przycisk pada do głaskania Trico - to bardzo dobrze oddaje charakter rozgrywki. Niestety sztuczna inteligencja pogodnej bestii często zawodzi, a zmuszenie go do niektórych czynności jest wyjątkowo trudne. Sprawy nie ułatwiają twórcy, którzy nie prowadzą nas za rękę przez całą historię. Czasem taka pomoc mogłaby się przydać, bo przyznam, że w kilku miejscach nie wiedziałem w którą stronę zmierzać, a okazywało się, że mam po prostu chwycić się Trico i poczekać, aż ten wykona skok na półkę skalną.

Niemal cała gra, za wyjątkiem walk, toczy się w powolnym tempie – stwór lubi się rozglądać w czasie chodzenia; a beczki z jedzeniem, które mu dajemy, skrupulatnie obwąchuje przed spożyciem. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla graczy przyzwyczajonych do dynamicznej rozgrywki może okazać się to początkowo irytujące. Taki jest jednak urok The Last Guardian i musimy go zaakceptować, aby w pełni doświadczać artystycznego wymiaru tej gry.

Gra była początkowo tworzona z myślą o PlayStation 3 i to widać. Produkcja Team Ico charakteryzuje się bardzo oryginalną stylistyką, a lokacje wyglądają naprawdę bardzo dobrze, jednak w pewnych momentach to co widzimy „trąci myszką”. Chłopiec, którym sterujemy, ma dość specyficzną, pastelową wręcz aparycję, a Trico… a Trico sprawia problemy nie tylko jako bohater, ale i jako zlepek pikseli. Ponieważ skóra stwora jest pokryta ogromem piór, a każde z nich reaguje na wiatr i ruch bohatera, to animowanie go jest niesamowitym wyzwaniem dla konsoli. O ile w zamkniętych pomieszczeniach nie mogę mówić o problemie z tym związanym, tak zielone tereny, którym towarzyszy trawa i drzewa uginające się pod wpływem ruchów powietrza obniżają wraz z Trico liczbę wyświetlanych klatek do około 18 na sekundę. Gra praktycznie nigdy nie przekracza 30 klatek i choć nie jestem wyjątkowo wrażliwy na ten aspekt, to bywały chwile, że bolała mnie głowa.

Płynność animacji oraz zawodząca nas miejscami sztuczna inteligencja to jednak nie jedyne wady omawianej przeze mnie produkcji. Równie często doświaczamy problemów z kamerą – szczególnie w sytuacjach, gdy chłopiec wchodzi na grzbiet Trico w pomieszczeniach. Znacznie utrudnia to eksplorację, gdyż bywa i tak, że po prostu niemal niczego nie widzimy.

W The Last Guardian kontrastuje ze sobą piękna, pełna emocji i ciepła opowieść z problemami natury technicznej. Doświadczanie tej gry jest po prostu utrudnione, co wielokrotnie wywołuje frustrację. Trzeba jednak przyznać, że mimo tych błędów trzecia produkcja Uedy jest niezwykła, a wiele momentów z historii zapada na długo w pamięć. Mam nadzieję, że z czasem Team Ico przygotuje aktualizacje, które uporają się z błędami. Wtedy będziemy mogli cieszyć się pięknem świata Trico bez żadnych przeszkód.

Grę do recenzji dostarczyło PlayStation Polska. Gra została wydana wyłącznie na PlayStation 4.