Kevin Lynch - wiceprezes do spraw technologii w Apple - udzielił serwisowi Mashable wywiadu, podczas którego zdradził interesujące szczegóły na temat zegarka Apple Watch. Zgodnie z podanymi wcześniej informacjami, urządzenie wyjątkowo precyzyjnie odmierza czas, a granica błędu wynosi w jego przypadku zaledwie 50 milisekund. To czterokrotnie większa precyzja niż w przypadku iPhone'ów.

Osiągnięcie wspomnianej wyżej dokładności w pokazywaniu aktualnego czasu zostało zrealizowane dzięki działaniu piętnastu serwerów protokołu synchronizacji czasu (NTP) Apple rozsianym po całym świecie. Znajdują się one w budynkach wyposażonych w anteny GPS, które łączą się z wyposażonym w zegar atomowy obserwatorium United States Naval zlokalizowanym w Washingtonie.

Nadawany sygnał z danymi dotyczącymi czasu jest przesyłany z serwerów Apple do iPhone'ów, które z kolei przekazują go za pomocą łączności Bluetooth do zegarków Apple Watch. Na tym właśnie etapie pojawia się problem opóźnień wynikających z tego typu transmisji, co firma z Cupertino koryguje wykorzystując rozwiązania software'owe. Taka technologia ma zapewnić dokładność „Stratum-1”, która wynika z bezpośredniego połączenia ze „Stratum-0”, czyli wskaźnikiem czasu rzeczywistego. Jak twierdzi Lynch, precyzja rzędu 50 milisekund sprawia, że ludzkie oko nie zauważy różnicy między godziną wskazywaną przez zegarek Apple Watch i zegary atomowe.

W wywiadzie dla The Telegraph Lych zdradził również, że w Apple Watchu zastosowano oscylator kryształowy, który reguluje temperaturę urządzenia. Pozwala to na utrzymanie dokładności odmierzania czasu na stałym poziomie, nawet przy niskich temperaturach. Podsumowując, jeżeli mieliście dziś w nocy zegarek Apple Watch na nadgarstku, to prawdopodobnie najlepiej wiedzieliście, kiedy dokładnie wybije północ.

Źródło: MacRumors