Gdy Apple pokazało nowe Apple TV, świat graczy zamarł, wziął głęboki oddech, a następnie podzielił się na dwie grupy.

Nie dla starych wyjadaczy

Gracze hardcore’owi po zapoznaniu się ze specyfikacją i przewidywanymi możliwościami Apple TV wybuchnęli głośnym śmiechem. Na tym sprzęcie nie pójdzie nowy Wiedźmin, kolejne Call of Duty, Gran Turismo czy Gears of War. Nie ma mowy! Również ze szklanych wieżowców, gdzie urzędują szefowie Microsoftu odpowiedzialni za Xboxa i szefowie Sony, autorzy PlayStation, słychać było głośne ufffff! Nowe Apple TV to w ogóle nie ta liga co Xbox One czy PlayStation 4. To nawet nie ta liga co Xbox i PlayStation poprzedniej generacji. Jeżeli możemy Apple TV przyrównać do czegokolwiek, co już kiedyś wiedzieliśmy, to warto w tym miejscu wymienić prościutką konsolę Nintendo Wii. Była zdecydowanie słabsza od ówczesnej konkurencji (Xbox 360 i PlayStation 3), a mimo tego to właśnie po nią ustawiały się najdłuższe kolejki fanów.

Nadzieja dla całej reszty

Z kolei tzw. gracze niedzielni, sięgający po gry raz na kilka dni, pragnący prostej rozrywki do - w porywach - 15 minut, zakrzyknęli z radości. Oni nie mają czasu, aby usiąść na długie godziny i wymaksować kolejną część Fallouta czy Elder Scrolls. Nie mają czasu na wielogodzinne sesje on-line w Halo. Nie mają także - co bardzo ważne, jeżeli nie najważniejsze - ochoty na wydawanie na gry grubo ponad 200 zł. A takie są ceny nowości na Xboxa i PlayStation. Ja jestem jedną z takich osób. Z rozrzewnieniem wspominam czasy, gdy całe noce spędzałem łupiąc w jakieś strzelanki ze znajomymi z Xbox Live. Dawne, piękne czasy, gdy miałem ułamek tych obowiązków rodzinnych i zawodowych, co mam teraz.

Czas

A teraz mam czas tak właśnie w okolicach 15-20 minut, które mogę poświęcić na gry wideo. Sięgam wówczas, podczas takich krótkich przerw, po iPhone’a lub iPada. W moim repertuarze zgromadzonych pozycji dominują proste, krótkie gierki w stylu Leo’s Fortune, Monument Valley, Angry Birds czy Cut the Rope. Są to tytuły, w które mogę pograć na przystanku autobusowym i przerwać, nie tracąc niczego. Dysponując 15 minutami, Xboxa nawet bym nie włączał.

Nie ukrywam jednak, że gdybym posiadał tanią konsolę, z dostępem do mnóstwa niezbyt drogich, łatwych, rodzinnych gierek, to bardzo chętnie pograłbym także na dużym ekranie telewizora. A na taki sprzęt zapowiada się póki co Apple TV.

Pieniądze

Kolejny ważny czynnik, o którym już wspominałem, to ceny gier. Gracze hardcore’owi bez mrugnięcia okiem wydają na nowości kwoty w okolicach 250 zł albo i więcej. Ja natomiast, klasyczny reprezentant graczy niedzielnych, krzywię się, gdy muszę za jakąś nowość w App Store zapłacić powiedzmy 10 euro. To dla mnie absolutnie maksymalna cena, którą jestem gotowy zapłacić za grę na iPada czy też na iPhone’a. Ale wynika to bezpośrednio z tego, ile potem gram w taką grę. Gdybym grał tak jak jeszcze kilka lat temu, kilkaset godzin w jeden tytuł, zapewne byłbym skłonny zapłacić za niego więcej. Teraz, skoro od razu wiem, że poświęcę na jedną grę maksymalnie kilka godzin, to nie wyobrażam sobie wydawania dużych kwot. To mi się po prostu nie opłaca.

Oczywiście moje nadzieje mogą okazać się płonne i gry na Apple TV będą drogie. Może tak być. Ale prawdopodobieństwo tego, że tak będzie, jest moim zdaniem bardzo niskie. Raczej celowałbym w przedziały cenowe gier na iPhone’a lub iPada, czyli tych, które teraz dominują w App Store. Kilka, maksymalnie kilkanaście euro, nieliczne pozycje za maksymalnie 30-40 euro.

Kontroler i ograniczenie wielkości gier

To, czego się boję, to jest to, że Apple potraktuje gry w nowym Apple TV jako klasyczny dodatek do sztuki. Miał być App Store, to jest, ale nacisk i tak będzie położony na to, aby Siri jeszcze łatwiej wyszukiwała kolejne części Jamesa Bonda, w szczególności te z Seanem Connerym, na to, aby można było przewinąć film o 15 sekund jedną komendą, czy też na to, aby podczas oglądania filmu można było zaprezentować jeszcze ładniejszą prognozę pogody lub notowania giełdowe. A gry? Owszem będą, ale takie proste, jak zaprezentowane na wrześniowej konferencji, wręcz infantylne.

Skąd te obawy? Apple TV ma współpracować z różnymi kontrolerami firm trzecich, które zgodnie z reklamą na stronach Apple mają przypominać pady od Xboxa czy PlayStation. Z jednej strony wlewa to nadzieję w serca graczy, którzy oczekują jednak minimalnie bardziej skomplikowanych i ambitnych tytułów. Z drugiej jednak jest w dokumentacji Apple informacja, że wymaganie od użytkownika, aby posiadał dodatkowy kontroler, by móc zagrać w jakiś tytuł, jest skrajnie niezalecane. Wszystko ma być do obsłużenia za pomocą pilota dostarczanego razem z urządzeniem, który, od razu widać, ma wyjątkowo skromne możliwości. Można to jednak zrobić, można wymagać posiadania pada, ale Apple najprawdopodobniej nie będzie promować takich gier, a będą się one pokazywać w App Store tylko takim użytkownikom, którzy już mają dodatkowy kontroler podłączony. Czy, będąc świadomymi takich ograniczeń, deweloperzy zdecydują się na produkcję rozbudowanych gier, wymagających do łatwego sterowania dodatkowych kontrolerów?

To oczywiście nie jest okoliczność sprzyjająca tworzeniu zaawansowanych i rozbudowanych tytułów na Apple TV. W połączeniu z informacją, że gry mogą mieć w podstawie zaledwie 200 MB (dodatkowe dane mogą być dociągnięte po zainstalowaniu gry), nie niesie to nadziei na duże i ambitne pozycje trafiające na Apple TV. Chociaż po dłuższym zastanowieniu, to przecież użytkownicy Apple TV nie oczekują tego. Jeżeli są fanami takich gier, z pewnością obok ich telewizora od dawna stoi Xbox lub PlayStation.

Co z tą Siri?

A najważniejsze pytanie i tak jest takie, czy nowe Apple TV będzie dostępne w Polsce. Póki co na stronie Apple w górnej belce między menu Watch i Music pojawiło się TV. Pojawiło się, owszem, ale tylko w tych krajach, w których oficjalnie dostępna jest Siri. Nic dziwnego, skoro tak dużo w Apple TV będzie zależało od Siri, jaki więc byłby sens promowania tego urządzenia i nierozerwalnie związanych z nim usług w kraju, którego języka Siri nie zna? Pytanie, czy w ogóle Apple TV osiągnie pełną funkcjonalność bez użycia Siri. Wydaje się to raczej pewne. Tak powinno być. Kolejne pytanie, czy będzie wygodne. Po obejrzeniu wrześniowej prezentacji można być pewnym, że używanie Apple TV z wykorzystaniem Siri będzie łatwe i przyjemne. A bez Siri?

Chodzą co prawda plotki o tym, że Siri wreszcie przemówi po polsku jeszcze w tym roku. Ale już miała mówić w naszym języku pod koniec zeszłego roku, potem w marcu, a w czerwcu (przy okazji ogłaszania nowości podczas WWDC) to już na bank miała się w końcu naszego trudnego języka nauczyć. Tymczasem kończy się trzeci kwartał, a o polskiej Siri ani widu, ani słychu.

Ja akurat nie przepadam za mówieniem do urządzeń. Siri nie jest mi absolutnie do niczego potrzebna. Nie chciałbym natomiast, aby jej brak stanął na drodze polskiej dystrybucji Apple TV. Zagrałbym bowiem już w Raymana, którego Apple tak promuje na stronie poświęconej Apple TV. Wygodnie, w fotelu, na dużym ekranie, a nie zgarbiony i wpatrzony w ledwo co widoczny ekran iPhone’a.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 8/2015:

Pobierz MyApple Magazyn 8/2015